Zakopane....
I nadszedł
ten długo wyczekiwany dziewiętnasty marca. Na wjeździe do domu Kotów stało masę
toreb. I mniejszych ,i większych, dopiętych i niedopiętych bo się dopiąć nie
udało.
-Cyśka, a teraz podaj mi tą czarną na
kółkach. - nawigował panią Hulową główny dowodzący Kuba Kot.
-Kubuś lepiej tą, bo tutaj jest bigos i
ona musi stać na stojąco.
-Do cholery Cyśka, jak mówię, że tą to
masz mi dać tą.
-Okok. Nie unoś się tak.
Zapewne Marcelina nie chciała psuć całej
atmosfery, która przed Planicą była niesamowita i magiczna.
-Wszystko! - dziewczyna Dawida aż klasnęła
w dłonie spoglądając na załadowanego busa.
-A to dacie radę wcisnąć ? Kubuś, to dała
mamunia. - podkreśliła Dominika Sobczyk. Chłopak westchnął. No ale jak od
mamuni to co poradzisz ?
-Dziewczynki, chodźcie jakąś kawusie Wam i dopiero pojedziecie. - krzyknęła z ganku pani
Małgorzata.
-A ja to już nie. - zaśmiał się Kuba
udając obrażonego.
-Oj synusiu mój kochany! Ty to się nawet pytać nie musisz. Twoja rozpuszczalna z mleczkiem i trzema łyżeczkami cukru
stoi na stole w kuchni. - uśmiechnęła się.
Karina właśnie wchodziła do domu, w którym
jeszcze dwa lata temu bywała codziennie. Zatrzymał ją jednak uporczywie
dzwoniący telefon... Mamunia
ONA
Miało być fajnie. Miałam
pojechać do Planicy i przyglądać się z bliska jego radości z powodu zdobycia
Kryształowej Kuli. Mam kochanego brata, wiecie? Musiała się ta pierdolona
łamaga połamać akurat dziewiętnastego marca, w dzień wyjazdu do Słowenii. Smutna
weszłam do domu państwa Kotów gdzie dziewczyny piły ostatnią kawę a Kuba wżerał
batona.
- Nie jadę z Wami. - parsknęłam
ironicznie. - Grzesiek się połamał, muszę jechać do Nowego Targu do szpitala...
- A nie mogłabyś jakoś dojechać
? - zapyta z troską Justyna Żyła.
- Ja się autem sama jechać nie
odważę. Krzysiek jest już w Planicy, Grzesiek nie pojedzie...
- Mam znajomą na lotnisku, z
tym, że we Wrocławiu. Załatwię ci jakoś bilety i do nas dolecisz ?
-Tak! Tak! Jezu Dominika
genialna jesteś! Dolecisz Karina, no nie ? Załatwię ci Skrobota to przyjedzie
po Ciebie na lotnisko.
Planica...
Tymczasem w słonecznej Planicy Latający Cyrk rozkręcał się w
najlepsze, rozpoczynając ostatni weekend białego szaleństwa - przepełniony
przeróżnymi emocjami i oczekiwaniem na ostatnie w tym sezonie sportowe sukcesy,
imprezami do rana – jak przystało na ostatni przystanek sezonu - oraz
szumiącymi wokoło plotkami - i nieważne co mówili na głos, prawda była taka, że
kochali to życie. Razem ze szczęściem, które serwowało, ale też ranami, które
zadawało nieraz. A niektórzy ran w tym sezonie doświadczyli wielu. Chociaż
niektórym by się wydało, że są najbardziej szczęśliwi ze wszystkich. Tylko
zwycięstwa i sukcesy sportowe nie obiecują szczęścia w życiu prywatnym …
ON
Było już grupo po północy, kiedy usłyszeliśmy klakson jakiegoś
auta.
No tak Polska przyjechała, trzeba na klaksonach...
Janek natychmiast podniósł się z miejsca by sprawdzić czy
to aby nie dziewczyny. Oni czekali tak niecierpliwie na swoje żony, dziewczyny,
narzeczone... A ja? Nie miałem za kim. Niby Amelia – moja siostra miała
przyjechać, ale ona tylko po to by dzielnie kibicować swojemu ukochanemu
Niemcowi.
Długo rozmyślałem jednak czy przyjedzie ona... Czy
zdecyduje się na tą całą magiczną Planicę – jak zwał tak zwał. Moje ostatnie
nadzieje rozwiali koledzy wymieniając po kolei wychodzące z busa dziewczyny.
-Marta, Agata, Dominika, Marcysia – na dźwięk imienia żony,
Stefek natychmiast pojawił się przy oknie. - Justyna, Janka, Angela, Aśka, no i
pan szanowny kierowca. - dodał Hula i wyszli pospiesznie do holu trzaskając
drzwiami. Na całym hotelu było słychać głośne przyjechali,
przyjechali. Leżałem sam w pokoju już chyba z półgodziny. Wypadałoby
iść się przywitać, czy coś.
No i upewnić się czy jednak na pewno nie przyjechała...
-O Kamil – pierwsza zauważyła mnie Marcelina. Jak zawsze
pogodna i uśmiechnięta.
-Nie smuć się tak. - szepnęła kiedy się witaliśmy.
Przywitałem się z resztą dziewczyn, przybił piątkę Kubie. Brakowało tylko Kariny...
-Dziewczyny! Pokoje! - wydarła się Janka wymachując
kluczami.
-No to tak: Ja, Dominika, Marta i .... no i to było
na tyle – zawahała się Cyśka.
-A w drugim ja, Angelika, Asia i Justyna. - rozrządziła
Janka
-A ja radzę się wam rozejść do pokojów chłopaki! - wtrącił
trener.
-Ale Łukasz, jeszcze Agata nie ma pokoju.
-O to już się Justynko nie musisz martwić. U mnie się wolne
miejsce znajdzie. - Kruczek przytulił żonę, zabrał jej walizkę i poszli do
pokoju.
-Ale jaka to polityka, że se trener ma pokoja z żonką a my
to nie ? - protestował jeszcze Pieter.
-Bo widzisz Piotrek co wolno wojewodzie to nie
tobie ...
-Smrodzie – dokończył skoczek.
-Spać!
Chłopaki zabrali torby z jedzeniem i zanieśli je do
kantorka a reszta pomagała dziewczyną z walizkami. Ja wziąłem jedną z
walizek Marcysi i szliśmy do windy.
-Co ty Kamiś taki smutny ? - uśmiechnęła się, pomimo że
była po długiej i męczącej podróży a zegar wskazywał drugą w nocy.
-Zmęczony po prostu.
ONA
Z lotniska miał odebrać mnie Kacper.
Marcelina dogadała z nim wszystko po za
tym, że ma trzymać język za zębami. Dzisiaj przy śniadaniu prawie wszystko
wygadał. Prawie bo nie powiedział kogo miałby odebrać.
Miło było postawić nogi na Słoweńskiej
ziemi po raz drugi. Bo w Planicy byłam już kilka lat temu w charakterze
dziewczyny Maćka. Wspominam to średnio dobrze, bo mieliśmy taką spinę, że sama
wróciłam do Polski. Pewnie dlatego nie widziałam
podium Stocha i Małysza. Tak, to był chyba 2011 rok.
Wodziłam wzrokiem po wszystkich turystach
i poszukiwałam Kacpra. Po chwili go zauważyłam. Siedział na kanapie z żółtą
torbą i gadał z kimś przez telefon. Błąd! On się z kimś poważnie kłócił. Podeszłam
do niego. On machnął dłonią, cmoknął mnie w policzek i dalej nawijał.
- Z nimi to trzy światy. Naprawdę. Cześć Karuś. Co tam u Ciebie ?
Turbulencje były ?
-Boże Skrobot! Masz coś dla mnie ? – zapytałam i wymownie
spojrzałam na żółtą siatkę.
-Tak Cyśka coś dała. Trzymaj.
- Dziękuję. To ja się lecę przebrać do łazienki a ty pilnuj mi
torby i masz jeszcze telefon. – uśmiechnęłam się i zniknęłam w tłumie.
ON
Cholerny Skrobot! Cholerna Planica!
Cholerny ja!
Dzisiaj miałem jakieś nerwowe apogeum.
Presja ze strony mediów i kibiców nasilała się coraz bardziej. Zwłaszcza, że
dzisiaj spokojnie mogłem zapewnić sobie Kryształową Kulę i nie spocząć na
laurach przez najbliższy czas. Ale może ja tego wcale nie chciałem ? Chciałem,
teraz najlepiej zaszyć się gdzieś w górach i nie myśleć. Nie żyć wspomnieniami.
Marzę żebyś tu była… No marzę, bo
czemu nie ? Kto mi zabroni marzyć. A najgorsze jest to, że to marzenie się nie
spełni.
„Jak
mam Cię jeszcze przepraszać, co? Dlaczego nie przyjechałaś do Planicy?
Chciałbym z Tobą nareszcie pogadać. Za długo każesz na siebie czekać. Karina!
Czy ty nie rozumiesz, że tęsknie...?”
Nie miałem zbyt wiele do stracenia by
wysłać tą wiadomość. Pewnie i tak ją zignoruje, tak jak tysiąc poprzednich.
Kocham ją ? Nie wiem, nie potrafię się
określić. Nie no, to brawo dla mnie.
Najpierw dużo mówię, a później ?
Czy ja mogę już jechać do domu i schować
się pod łóżko! Z dala od tego całego zgiełku.
ONA
Boże, gdzie te dzieci się wychowywały i
czemu Skrobot patrzy na ekran mojego telefonu i się szczerzy jak dureń ?
Bo jest durniem ?
No w sumie…
Bo jest durniem ?
No w sumie…
- Skrobot, kochanie moje najlepsze, co
jest takiego fajnego w moim telefonie? – Skrobot patrzy na mnie ciągle uśmiechnięty i czyta na głos.
„Jak
mam Cię jeszcze przepraszać, co? Dlaczego nie przyjechałaś do Planicy?
Chciałbym z Tobą nareszcie pogadać. Za długo każesz na siebie czekać. Karina!
Czy ty nie rozumiesz, że tęsknie...?”
Zabije, zajebie! No!!!
Tylko kogo? Kamila czy Kacpra ?
Tylko kogo? Kamila czy Kacpra ?
Obu!
-A tak żeśmy kiedyś obstawiali z Roszpunką
czy między wami coś ten teges… - śmieje się serwisman.
-Nic między nami nie jest ok.? A nawet
jeśli by coś kiedyś… To… To… To, to jest
nasza sprawa. – fuknęłam
-Ale Karcia, no! Bez nerwów.
Byłam pod skocznią w Planicy. Stałam tam
tak po prostu i wpatrywałam się w skoczków, których znałam ja i oni znali mnie.
Dawidowi i
Jankowi nie poszło. Nie udało się dojść
do II serii. Oznaczało to, że za chwilę pojawią się obok nas.
Z łagodnym uśmiechem spoglądałam na Janek,
który z wielkim entuzjazmem obracał mnie wokół własnej osi. Krzyczałam,
piszczałam, groziłam, prosiłam, ale nawet to nie zmusiło Go do postawienia mnie
na ziemi. Tak samo zrobił Dawid a później reszta chłopaków.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tutaj jesteś. Może
w końcu Kamil dzięki Tobie odżyje… - rzucił mi szeptem Janek. Wiedziałam, że on jako jedyny z chłopaków jest świetnie o
wszystkim po informowany.
-Nie wiem czy moja obecność czasami nie pogorszy
wszystkiego-wyszeptałam, odwracając swoje spojrzenie. Morgenstern…
Thomas
stał pod domkiem austriackich skoczków z małą dziewczynką na rękach. Lily… Urosła. Nie mogłam odmówić sobie
przyjemności przywitania się z Austriakami. I z Morgim. Na samym początku
doszukiwałam się winy z jego strony, ale to była totalna głupota. Przecież on
nic przede mną nie ukrywał. Powiedział mi wszystko w szpitalu… Winni byliśmy
tylko my. Albo on… Spieprzyliśmy
sprawę oboje. I ja i Kamil.
- Nie żałujesz, że nie jesteś na górze ? – szepnęłam
prosto do ucha blondyna.
-Karina! Co ty tutaj… - odwrócił się z uśmiechem na
twarzy i już po chwili poczułam jak odrywam się od ziemi i wiruje w jego
ramionach. – Nawet nie wiesz jak się cieszę. Wychorowałaś się już ? Jasiek
mówił, że masz … miałaś anemię? Ale to nie jest jedyny powód dla którego
przystopowałaś, prawda?
-Thomas… proszę cię, nie teraz. Jak się masz malutka ?
– wzięłam małą Morgensternkę na ręce i dokładnie się jej przyjrzałam. Skóra
zdarta z ojca…
-Ale z Ciebie ślicznotka – zakręciłam ją wokół jej
własnej osi. –Zrobię wam kiedyś sesje. Ale niekoniecznie na skoczni. – puściłam
jej ojcu oko.
-Przyjedziesz ? Do Austrii?
-Odwiedzić Was ? Jasne.
-Karcia, powinnaś się zbierać do swoich. Twój mistrz…
-On nie jest mój Thomas – zaśmiałam się. Mój… Może kiedyś… Nie, nie… Tego byłoby
zbyt wiele.
Jest pięknie! Mimo
tego, że cały konkurs zakończył na
czwartej pozycji,
zapewnił sobie odbiór Kryształowej Kuli w niedzielę. Ta chwila zbliżała się coraz bliżej, stanę z nim w oko w oko po ponad miesiącu. Nie wiem jak zareaguje… I to jest najgorsze!
zapewnił sobie odbiór Kryształowej Kuli w niedzielę. Ta chwila zbliżała się coraz bliżej, stanę z nim w oko w oko po ponad miesiącu. Nie wiem jak zareaguje… I to jest najgorsze!
Kolejka do mistrza była
długa. Cały sztab szkoleniowy, dziewczyny i żony chłopaków i na samiusieńkim
końcu ja. Ustawiona za Grześkiem Sobczykiem cierpliwie czekałam na swoją kolej…
Wszystko dłużyło się niemiłosiernie długo! Serce mi prawie wyskoczyło kiedy
Kamil Stoch stanął przede mną. Wpatrywałam się w niego przez pięć sekund. Ani
mrugnięcia okiem, ani poruszenia brwią. Byłam zdezorientowana gdy poczułam jak
wtula mnie w swoje ciało i kręci mną wokół własnej osi. Uśmiechnęłam się
łagodnie, szepcząc ciche gratuluję.
ON
Kiedy ją ujrzałem… Kiedy
ją zobaczyłem…. Po prostu tam stała i wpatrywała się we mnie tępym wzrokiem.
Raz
się żyje…
Przytuliłem ją ryzykując
prawie życiem. Ale nie odrzuciła mnie. Mało tego! Pogratulowała mi. Przymknąłem
powieki, starając się oddać tej chwili. Łapczywie pochłaniałem jej zapach.
Bliskość, z której tak brutalnie zostałem okradziony. Znów poczułem to ciepło
na sercu. Iskrę nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone.
- Idź się ogarnąć. Media
czekają. – szepnęła. Faktycznie kolejka paparazzi nie skracała się. Wręcz robiła
się coraz dłuższa i dłuższa. W środku naszego domku nie panował już taki
bałagan, jaki zostawiłem idąc na górę. Jak na te warunki, było pedantycznie
czysto. Tylko czemu jak one się wezmą za sprzątanie w naszej szatni to nic nie
można znaleźć! Zimno jest, a ja sobie paraduje po naszym domku do połowy
rozebrany i szukam jak głupi mojej torby.
- Kurwa mać… - syknąłem
trącając narty Dawida, które obiły mi bark.
- Ehh… To ja nie będę
przeszkadzała... – szepcze zdezorientowana Karina. Dopiero teraz powstała między
nami jakaś dziwna bariera. Bariera, którą nie będzie łatwo mi przeskoczyć.
Bariera, której nie było kiedy składała mi gratulacje.
-Karina… Poczekaj. – jest
blada. I zmęczona. Ma lekko podkrążone oczy, ale i tak wygląda pięknie. – Chciałbym
z tobą porozmawiać. – mówię a ona spuszcza wzrok. No do cholery, czy ta podłoga
jest bardziej interesująca niż ja !?
- A mamy o czym, panie
Stoch ?
***
Zakopane... Wspaniałe wspomnienia, ogromna ilość fotek, których jeszcze nie zgrałam, kilka kartek z autografami i magia. Istna magia! Będąc w Wiśle latem myślałam, że tam jest tak... niesamowicie. Jednak po raz pierwszy być na skokach zimą i to jeszcze w polskiej stolicy nart... Nie do opisania. Każdemu kto będzie się zastanawiał czy jechać w przyszłym roku (czy nawet w tym do Wisły latem) serdecznie polecam! ;)
Ostatnio dostałam od kogoś pytanie kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nic w tej kwestii się nie zmieniło od początku prowadzenia tego bloga. Tak jak napisałam w opisie bloga nie stawiam sobie reguły częstotliwości dodawania postów :) Czasami mogą to być dwa lub trzy dni, czasem tydzień a czasami nawet miesiąc bo i takie przerwy się zdarzały.
No, to to byłoby na tyle w kwestii organizacyjnej ;)
Zakopane... Wspaniałe wspomnienia, ogromna ilość fotek, których jeszcze nie zgrałam, kilka kartek z autografami i magia. Istna magia! Będąc w Wiśle latem myślałam, że tam jest tak... niesamowicie. Jednak po raz pierwszy być na skokach zimą i to jeszcze w polskiej stolicy nart... Nie do opisania. Każdemu kto będzie się zastanawiał czy jechać w przyszłym roku (czy nawet w tym do Wisły latem) serdecznie polecam! ;)
Ostatnio dostałam od kogoś pytanie kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nic w tej kwestii się nie zmieniło od początku prowadzenia tego bloga. Tak jak napisałam w opisie bloga nie stawiam sobie reguły częstotliwości dodawania postów :) Czasami mogą to być dwa lub trzy dni, czasem tydzień a czasami nawet miesiąc bo i takie przerwy się zdarzały.
No, to to byłoby na tyle w kwestii organizacyjnej ;)