poniedziałek, 22 grudnia 2014

XXV


Mróz ścis­ka w objęciach mo­je roz­pa­dające się ser­ce,
 zra­nione i niepew­nie pos­kle­jane Twoją miłością.



ONA


 - Wzięłaś urlop? - z samego rana Krzysiek wpadł do mojego pokoju i odsłonił rolety.  - Czemu nic mi nie powiedziałaś? Wchodzę sobie dzisiaj na skocznie a Maniek coś bredzi, że wzięłaś dwa tygodnie wolnego.

-Muszę odpocząć. - mruczę spod poduszki.

-I też mi nie powiedziałaś, że wróciłaś wcześniej. I że sama przyleciałaś do Katowic. Karcia w co ty grasz ? Znowu się pokłóciłaś ze Stochem ? No bo kurwa on jakiś też dzisiaj był wkurwiony. Bujał w obłokach. Mówisz do niego a ten nic. No i tutaj widzę to samo. Produkuję się a ta sobie śpi. Ja jebie .... - wyszedł  z pokoju trzaskając głośno. - Aha i Kamil o ciebie pytał. Zadzwoń do niego. - chyba tego człowieka coś boli. Jakim on w ogóle prawem wbija do mojego pokoju bez pytania ?
Podniosłam się do pozycji półsiedzącej i złapałam w dłoń moją komórkę. Jak na ironię na wygaszaczu widniało nasze zdjęcie. Przytuleni, uśmiechnięci i chyba tacy szczęśliwi. Było miło, magicznie i romantycznie, ale krótko. I się skończyło! Trzeba pozbierać dupę i iść do przodu.

Tylko, że ja nie mogę.... Cholera, cholera no! Nie mogę! 

          Wyciągnęłam małą torbę podróżną i szybko wrzuciłam w nią najpotrzebniejsze rzeczy. Ubrałam się w byle jakie dżinsy, włosy związałam w kucyk. Zeszłam na dół i chwyciłam jabłko i butelkę wody. Powiedziałam tylko rodzicom, że jadę do Krakowa.

           Jest 24 lutego, powinnam właśnie lecieć samolotem do Falun na zawody w ramach Pucharu Świata, a ja wstrzymuję łzy, które tak cholernie cisną się do oczu. Ale nie mogę się tak po prostu rozryczeć za kierownicą.


ON 

Dupek, dupek, dupek! Zasrany dupek!

     Miała być. Miała zdać Kruczkowi jakieś sprawozdania. Jeszcze przed wylotem do Falun mieliśmy odbyć trening na Wielkiej Krokwi. Przyjechał sam Krzysiek. Jej nie było.

- Kaaaamil! Halo! Ziemia do Mistrza. - dopiero po chwili zauważyłem, że Jasiek macha mi ręką pod nosem. - Mówi się do Ciebie.

-Co ? Sory zamyśliłem się.

-Czy Stoch poznał w tym Sochi jakąś Ruskę ? - zakpił Miętus. Gdyby on wiedział o czym myślę. Gdyby on o wszystkim wiedział ... Dawno dałby mi w pysk.

-Chłopaki! Na skocznie! Raz dwa trzy. - poganiał trener. - Krzysiu nie wiesz co się dzieje z Twoją siostrą ? Bo Kruczek dał jej urlop a sprawozdania z Innsbrucka same się nie napiszą. .

Jak to wzięła urlop?! Dlaczego ?

-Coś ty jej Kamil zrobił, co ? - spytał Jasiek jak reszta chłopaków wyszła. -Ona jest wybuchowa i w ogólne, ale za byle co by nie brała urlopu. I Grzesiek by cię wpuścił do domu. A ile razy u niej byłeś?

-Dwa

-No to do trzech razy sztuka. - Ziobro uśmiechnął się pocieszająco. I trwał przez chwilkę dumny, że poprawie doradził przyjacielowi i że zamierza walczyć, że nawet nie zauważył jak  się przebrałem i zapinałem torbę. - Ej a ty gdzie ?

- Powiedz Kruczkowi, że mnie ząb boli i szybko pojechałem do dentysty.

-Coo? Przecież ty się do cholery jasnej boisz dentysty.

-No to wymyśl coś.


   Wsiadłem do swojego auta i z prędkością, która była na pewno nie była przepisowa gnałem do Dzianisza. Krzywo zaparkowałem pod bramą i pobiegłem do drzwi.

- Proszę cię nie kłam, że jej nie ma. Wpuścisz mnie ?

-Cześć Kamil, mnie też miło cię widzieć. Co u ciebie ?

-Proszę cię, Grzesiek nie pierdol mi tu, tylko mnie wpuść!

-Ale Kariny nie ma. Pojechała do Janki do Krakowa. A co się stało ? Czemu ona wzięła urlop? Może ty mi powiesz bo tamta milczy jak trumna.

-Kiedyś Ci pewnie powie, ale podaj mi adres Janki.

- Byś musiał dzwonić do Kariny, Krzyśka albo Janki. Ja nie chce żeby mnie później pobili.

- No to mi pomogłeś!

Ponownie odpaliłem auto. Nie, nie pojechałem do Krakowa. Po pierwsze w nocy lecimy do Falun a po drugie nie mam co liczyć na to, że chociażby Janka mnie wpuści... Jeśli oczywiście cokolwiek o tym wie...


ONA 

    Z uwagą śledziłam każdy jego skok. Każde wybicie z progu i każdy telemark. Nawet nikt nie zdaje sobie sprawy jak trudno to wszystko oglądać w telewizji... Przecież mogłam tam być mogłam wtulić się w jego ramiona po każdym udanym skoku, ale nie wyszło. Miałam iść dalej a teraz siedzę w mieszkaniu Janki już od tygodnia. Mam problemy z zasypianiem, czuję jak kręci mi się w głowie, jak mnie mdli... Wolę nawet nie patrzeć na swoje odbicie w lustrze bo wiem, że ujrzę tam zmęczoną, bladą twarz w rozmazanym makijażu. 

    Była niedziela... Piękna, słoneczna. Przynajmniej tak było w Krakowie. A powinnam być z nimi w Finlandii. I tam spoglądać na zaśnieżoną skocznie, na chłopaków, którzy walczą o najlepsze miejsca by być jak najwyżej w klasyfikacji generalnej. A na to wszystko popatrzeć jedynie mogę w telewizji. 

- Karina mogę Twojego laptopa ? Bo muszę wysłać kilka maili. - krzyknęła moja przyszła bratowa z kuchni. 

- Pewnie bierz... - opowiedziałam bez totalnego zastanowienia, dopiero po chwili przypomniałam sobie, że miałam otwarte nasze zdjęcia z Sochi. Pobiegłam szybko do pokoju obok. Jednak troszkę za późno. Janka przesuwała zdjęcia i z każdym zdjęciem pojawiało się na jej twarzy zdziwienie. 

- Ty sobie chyba ze mnie jaja robisz. Ty i Stoch ? - pyta jąkając się. 

- No tak wyszło... 

-Tak wyszło ? Karina ty chyba się nie słyszysz. To przez niego jesteś teraz na urlopie, prawda ? Wcale nie chcesz odpocząć ? Po prostu boisz się zaangażować. 

-To nie tak Janka. To on to wszystko spierdolił. Ja już się zaangażowałam. On chyba też. No chyba mi nie powiesz, że osobie z ulicy mówi się, że ją kocha. Ale to puste słowa Janka. On nie potrafił mnie po prostu utrzymać przy sobie. - mówiłam i powstrzymywałam łzy, które mimo woli cisnęły się do oczu... Poczułam jak osuwam się na ziemię... Później była już tylko ciemność. 

ON 

    Różnica pucharowych punktów między mną a Prevcem była znikoma. Obiecałem sobie, że zdobędę tą kulę. Dla niej. Każdy skok był dla niej. Starałem się jak nigdy by tylko jej pokazać, że walczę. Tylko zawsze była ta cholerna niepewność. Czy ogląda ? A może wyłącza telewizor specjalnie na mój skok. 
Powinna pojawić się w Trondheim bo miną dwa tygodnie jej urlopu. Teraz przyszło mi tylko żyć nadzieją i zwyciężać dla niej...


_________________________________________

    Tak zwana przejściówka w opowiadaniu bo czymś to trzeba było wypełnić. I powiem Wam, że podoba mi się taki żałujący Kamil i rozbita Karina.
    Oczywiście z okazji Bożego Narodzenia życzę Wam, Drogim czytelniczką wszystkiego co najlepsze w życiu prywatnym oraz jak najwięcej weny i inspiracji w pisaniu własnych opowiadań :) Wesołych Świąt! :*



niedziela, 7 grudnia 2014

XXIV


Sochi - 17 stycznia, konkurs drużynowy...

Pełna nadziei brunetka stała pod skocznią w kadrowej kurtce. Polska po serii próbnej zajmowała trzecie miejsce. Miła głęboką nadzieję że przed nią pisze się historia! Modliła się o ten medal. To byłaby taka kropka nad i. Na rozbiegu jako pierwszy pojawił się Maciek Kot.

-No już. Spokojnie. Bo sobie palce połamiesz – uśmiechnął się do dziewczyny Kuba Kot.

-Łatwo powiedzieć... - szepnęła w powietrze.

-Skoczył dobrze... ale cholera nie dobrze – skwitował Kubacki. - Dlaczego do jasnej cholery nie liczą serii próbnej. Noż....

-Nie choreluj mi tu! - Karina natychmiast go skarciła. Nienawidziła jak ten chłopak co dwa słowa klnie i klnie i klnie i nic więcej! W między czasie Piotrek zawalił kompletnie a Jasiu zrobił po prostu swoje...

Patrzyła na pogarszającą się sytuacje w kadrze. Wierzyła w tego swojego szatyna. No bo musiał skoczyć daleko, prawda ? No musiał!

-Na rozbiegu dwukrotny mistrz olimpijski Kamil Stoch – dobiegł ją gdzieś głos spikera. Jest na rozbiegu. Wybija się z progu i leeeci! Byle daleko...







           
Widział ją doskonale z dołu. A raczej z telebimu bo jakiś kamerzysta mu ją pokazał i mógł przyglądać się jej dokładniej. Chciał wyczytać jej emocje z twarzy, odczytać, w jakim jest humorze, usłyszeć jej ciepły, melodyjny głos pokrzepiony silną wiarę w polskich skoczków. Wiarą w niego. Tak bardzo chciał spojrzeć w jej ciepłe oczy wypełnione niesamowitym optymizmem. Chciał poczuć, jak obejmuje jego szyję i całuje policzek. Westchnął ciężko. Czuł w sobie narastającą w sobie presje. Poprawił rękawiczki by po chwili sprawdzić czy narty są zapięte i gotowy czekał na znak od trenera. Gdy tylko dostrzegł zielone światło, ruszył. Poczuł narastającą prędkość i wybił się od progu. Czuł lekki wiatr w plecy i pod nartami, walczył o dłuższą odległość, niestety grawitacja była silniejsza i przygniotła go do ziemi, lądując starannym telemarkiem chcąc ukryć niezadowolenie. Podjeżdżając nartami blisko bandy widział jak z jej twarzy znika uśmiech. Zawiódł ją...





-Cholera – krzyknęła gdy zobaczyła jak ląduje na 130,5. Aż usiadła na trybunie. Miętusówna wstała dopiero kiedy skończyła się pierwsza seria. 18 punktów do brązu... Parsknęła ironicznie.

-Maciuś no! Kocurku! Ogniaaaaaa! - wspomniała kiedy zauważyła go idącego do windy w celu udania się na górę. Tylko 129 metrów...

-Jezus! Żyła. Nie no ja się wykończę! Przysięgam że umrę z nerwów. - jęknęła trzymając kciuki za skoczka z Wisły. Hahhaha! Udało się! 132Metry! Przybijając sobie piątki ze sztabem znowu zaczęli wierzyć... Ale Kamil nie dał rady. Niby nie miała mu tego za złe ale na pewno niedosyt czuła totalny. Wtulona w Kubackiego uroniła pojedyncze łezki.

-Dobra, idę do chłopaków. -stwierdziła i zniknęła gdzieś pośród polskich flag. Po drodze minęła kopiącego śnieg Janka. Siedzącego z ukrytą twarzą w dłoniach Maćka, Piotrka udzielającego wywiadów. Nigdzie nie było Kamila. Weszła po cichu do szatni polskich skoczków i była świadkiem nieopisanej furii skoczka. Rzucił kaskiem, kombinezonem, goglami a rękawiczki złapała brunetka, wtedy dopiero zauważył jej obecność.

-Długo tutaj jesteś ? - zapytał.

-No wystarczająco długo... No ale Kamil, przecież ty i tak wpisałeś się do historii. Po co więcej. Ja wiem że apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale przecież.... - nie dał jej dokończyć.

-Zawiodłem Cię, prawda ?

-Nie głupku no! - cmoknęła go w policzek – Ogarnij się i wyjdź bo dziennikarze nie dadzą Ci żyć – powiedziała i wyszła z domku.

Ruszyła w stronę Austriaków, no bo przecież im też trzeba było pogratulować srebra. Okazało się że byli na kontroli dopingowej. Przysiadła więc na ławce przed wejściem do ich szatni. Zdąrzyła wyciągnąć telefon i sprawdzić portale społecznościowe. Nagle usłyszała jakieś wielkie "BU!" za swoimi plecami. Thomas Morgenstern srebrny medalista olimpiady w Sochi i największa łamaga sezonu postanowiła sobie ją wystraszyć.

-Jeny no! Thomas! Nie strasz ludzi!!!!

-Oj nie chciałem Cię przestraszyć. - rzekł z cwaniackim uśmieszkiem.

-A ja chciałam pogratulować srebra!

-Noooo i na to czekałem! - skoczek serdecznie przytulił fotografkę i okręcił ją wokół własnej osi.

-Wpadniesz do nas na opijanko medalu ? - zapytał gdy dziewczyna poczuła grunt ziemny.

-Nie no, mam swoich chłopaków, wiesz przecież...

-Rozumiem. No trudno. Ale na dekoracje pojedziesz ?

-Pojadę- kiwnęła głową i podeszła do Kruczka i Sobczyka.


  Całą rozmowę Kariny z Austriakiem obserwował bacznie i z zazdrością Kamil Stoch. Przez jego głowę przeplatały się miliony myśli....

Zawiódł kibiców, zawiódł ją... i poszła do Morgiego. W końcu on ma medal a...ty nie. No cholera!




Poczuł dłonie Kariny na swoich ramionach. Był na nią wściekły. Widząc ją  z Thomasem przypomniała mu się Chorwacja, Titisse, Turniej Czterech Skoczni....

-Co jest ? - zapytał widząc jego minę.

-To dlatego się ze mną przespałaś no nie ? - powiedział prosto z mostu, nie owijając w bawełnę. Widząc dezorientację dziewczyny dodał  -Żeby Morgenstern był zazdrosny.

-Kamil .... - poczuła ja łzy cisną jej się do oczu.

-TAK czy NIE ? - mówił tak twardo... Wrócił ten sam Kamil, który był w Chorwacji, ten sam raniący dupek! Nie wytrzymała... Wymierzyła mu cios prosto w policzek. Grymas na jego twarzy mówił sam za siebie – bolało... I bardzo dobrze...

-Ok, należało mi się... - szepnął ale brunetki już nie było...



Spieprzył... Zawiódł... Cholera....

Co miał teraz zrobić ? Biec za nią czy pozwolić jej ochłonąć ? A jak u niej jest już skreślony?


I był skreślony. Zapłakana brunetka gnała co sił w nogach w stronę wioski olimpijskiej. Marzyła tylko i wyłącznie o poduszce...  Poduszce, której będzie mogła wylać wszystkie swoje łzy. Straciła dla niego tydzień swojego życia... A może dzięki niemu zyskała magiczną przygodę ? Przecież nigdy nie zapomni jak w walentynki zabrał ją na belkę. Tak się bała tam wejść...
Rozmyślając zasnęła....

Polski team zbierał się do powrotu do wioski olimpijskiej. Wszyscy zajęli miejsca w kadrowym busie.

-Wszyscy są ? - zapytał żwawo Łukasz Kruczek aby choć trochę podnieść chłopakom nastroje...

-Nie ma Kariny – Kamilowi słyszącemu te słowa serce podeszło do gardła... Myślał że ochłonie i wróci.

-Karinę bolała głowa i zmyła się wcześniej – wspomniał zza kierownicy Kacper. Odetchnął z ulgą.

Pod wioską pierwszy wysiadł z hotelu i niczym torpeda ruszył na górę. Ale żeby zabrać narty , torbę i kombinezon to już nie łaska, bo po co ?

-Otwórz te cholerne drzwi! -

Krótką wiadomość wystukał na klawiaturze swojego telefonu, ale to nic nie dało... Po 15 minutach krzyczenia, walenia w drzwi poddał się. Wrócił do pokoju. Walnął się na łóżku i uporczywie wgapiał się w sufit. Janek podejmował marne próby rozmowy z przyjacielem... No ale przynajmniej go nie wywalił z pokoju.






Obudziła się wcześniej rano. Do śniadania jeszcze półgodziny. Wiedziała że Łukasz wstaje wcześniej bo układa plany, ogarnia skrzynkę mailową i dzwoni do żony. Postanowiła mu przeszkodzić. Szybko się ubrała i zamalowała zapłakane oczy. Chciała stąd wyjechać jak najszybciej. Najlepiej jeszcze dzisiaj! Ostrożnie zapukała. Słysząc proszę weszła do pokoju.

-O Karina, co Cię sprowadza do mnie tak wcześnie ? - zapytał przyjaźnie.

-Łukasz, bardzo przepraszam ale czy ja mogę już dziś wrócić do Polski ? Ja wiem że to idiotyczne i że... Nie ważne, no po prostu muszę...

-Coś się stało ? - kiedy usłyszała to pytanie poczuła jak łzy cisną jej się do oczu.

-Sprawy osobiste, mogę o tym na razie nie mówić ? - rzekła cichym i łamliwym głosem.

-Jasne, spakuj się. A czym zamierzasz dojechać do Polski ?

-Samolotem, już zarezerwowałam i lecę za godzinę. Jestem spakowana, na śniadaniu też byłam. Oddam kluczę do recepcji i jadę. Przeproś chłopaków że tak bez pożegnania wyjechałam.


Z głębokim bólem serca i ciut lżej wsiadła do samolotu lecącego do Katowic.
Nie dało się jednak zostawić wspomnień.

  No przynajmniej na śniadaniu ją zobaczy. Łudź się nadzieją panie Stoch. Przez myśl mu nie przeszło że mogła tak po prostu wyjechać...

-A gdzie Karina ? - zapytał Dawid siadając obok trenera.

-Coś jej wypadło i musiała wrócić do kraju – opowiedział spokojnie na co popijający kawę Kamil zakrztusił się.

-Co-o zrobiła ?

-Oj Jezu Kamil, nie wiem masz do niej numer to zadzwoń – jak widać trener nie miał ochoty tłumaczyć dlaczegoż to fotografka ich opuściła.

Żeby tylko chciała odebrać – pomyślał...




Pusta przestrzeń przypomni ci o błędach,

chciałeś ognia to z piekła ogień cię dosięga.
I nie rozgrzeje serca jak prawdziwe emocje,
bo znowu wyszło źle, a znowu chciałeś dobrze.


_______________

       Proszę nie bijcie! Dawałam Wam trochę wskazówek w poprzednim rozdziale i myślę, że choć troszkę byłyście przygotowane, prawda ? 
      Także przepraszam Was wszystkie, że znowu zrobiłam z Kamila takiego idiotę  i jeszcze wciągnęłam w to Morgiego ! :) 
      Widzę, że już Was tutaj trochę więcej. Jednak tych co nie komentują (i tych co komentują też) zapraszam do zagłosowania w ankiecie z boku <----

Pozdrawiam! :)

Edit 9 grudnia, 17:12: Zobaczymy się dopiero po 19 grudnia, bo mi się zacznie przerwa świąteczna ;) I wtedy też nadrobię zaległości na Waszych blogach :D






niedziela, 30 listopada 2014

XXIII


Sochi - 14 lutego. 


          Piątkowy ranek był jakiś dziwny. Wszyscy gdzieś latali, coś załatwiali. Nikt nie miał dla siebie czasu. Karina tej nocy  w ogóle się nie wyspała. Musiała zrobić porządek ze zdjęciami, ogarnąć wszystkie maile, zaproszenia na konferencje, wywiady od których skrzynka mailowa pękała w szwach. Wskoczyła prędko w jakieś byle jakie ciuchy i pobiegła na dół. Skoczków jeszcze nie było. Zjadła szybko śniadanie i już siedziała w swoim pokoju odpisując na maile. Nawet nie widziała się dzisiaj z chłopakami. Jeszcze.

Ten dzień miał zaplanowany inaczej. Przecież to walentynki – święto zakochanych, które miał zamiar obchodzić z Kariną. A tu dupa blada. Trener miał z nimi do omówienia wszystkie skoki treningowe, omówić mniej więcej plan działania na jutro. No to cały dzień  spieprzony.  Idąc do trenera minął ją biegającą z telefonem. Aż się uśmiechnął. Był tylko przelotny buziak i krótkie cześć. Nic więcej. Nie miała czasu. Była zalatana.

        Odpisywała już na 12038 maila i przeprowadzała 234 rozmowę telefoniczną a na Skypie miała jeszcze Cysie. 
-No to zalatana jesteś? – zapytała brunetka popijając kawę.
-Błagam Cię! Dziewczyną w Zakopanem się serwer popsuł i wiszę na telefonie z informatykiem, odbieram nadal jakieś gratulacje itp. itd. Masakra! O i jeszcze muszę poprosić o sprostowanie jakiegoś brukowca bo coś popieprzyli jak pisali o tym upadku. – westchnęła.
-A ja się mega nudzę! Milkę i Stefana wygnałam do teściowej. Czekam na kuriera bo ma mi materiały na kombinezony przywieść no i piję już chyba z czwartą kawę.
-O a ja to nawet nie mam czasu się kawy napić. Poczekaj bo mam Jaśka na telefonie.- pani Hula kiwnęła głową.
Kilka razy powiedziała tak i pokiwała głową a później gwałtownie wstała z łóżka, pożegnała się z Marceliną i wybiegła z pokoju. W stołówce czekali już prawie wszyscy skoczkowie- oprócz Kamila. Ale jakoś ona tego nie zauważyła. Przy polskim stoliku siedział wyjątkowo Andreas Wank.
-O Karinko tutaj oto obecny Andi ma do Ciebie sprawę.
-Słucham – zapytała już po niemiecku wpatrując się w Wanka.
-Bo wiesz Karuś, dzisiaj są walentynki i chciał bym się z Tobą ożenić. -  klęknął przed nią pokazując okrągłą chrupkę, służącą za pierścionek. Nie było innego wyjścia jak tylko wybuchnąć śmiechem.
-No bo dzisiaj można się ożenić . I ten ślub obowiązuje tylko i wyłącznie na terenie wioski i tylko w czasie igrzysk. – wytłumaczyło jej łaskawie Kociątko, które przeczytało jakiś artykuł na spacerze. No takiemu to dobrze  że sobie  na spacerki chodzi.
-Ale Wanki no, ja nie mam czasu żeby się wychodzić za mąż – powiedziała z litością nad Niemcem.
-Karcia się ze mną ożeni no nie? – zapytał Dejvi otulając ją ramieniem.
-Oczywiście – cmoknęła Kubackiego w policzek. Zrezygnowany niemiecki skoczek wrócił do swojego stolika.


      Spóźniony wszedł do stołówki. W oczy od razu rzuciła mu się brunetka, a przed nią klęczący Wank. Przyglądał się sytuacji z uwagą. No bo co do cholery on robi przy Karinie ? Jego Karinie? O! A później jeszcze Kubacki ją objął a ona dała mu buziaka. Doszedł do stolika i usiadł naprzeciwko niej.
-O! Kamil będziesz moim świadkiem? – zapytał z entuzjazmem Kubacki. 
-Co ? – wpatrywał się w siedzącą na wprost niego dwójkę.
-No bo żenię się z Karinką, dzisiaj, zaraz po obiedzie. – Janek aż zaśmiał się pod nosem widząc zaskoczoną a za razem przestraszoną twarz kolegi.
-Coo… Yyyee… nie… ja nie mam czasu muszę iśc… do Kruczka muszę iść – jąkał się i zwiał z pomieszczenia. Jak i Karina tak i Ziobro parsknęli śmiechem. Tylko zdezorientowany Dejvi nie wiedział o co chodzi.


     Janek wszedł do pokoju i zastał tam leżącego na łóżku Kamila, który wpatrywał się w sufit. Był chyba zły.
-A ty co zazdrosny ? – Ziobro nie mógł opanować śmiechu.
-No weź rusz dupsko i zabierz ją gdzieś zanim się z Kubackim ożeni.- szturchnął go w ramię.
-Ej a o co chodzi z tym ślubem ? – zapytał Stoch ubierając buty.
-Oj no dzisiaj są walentynki, bierzesz ślub, który obowiązuje tylko w wiosce i do końca trwania igrzysk. No gdzie ty idziesz do jasnej cholery?
-Do Kruczka, zaraz przyjdę. – i wyszedł z pokoju. W między czasie wystukał na klawiaturze telefonu, krótkiego sms’a
>>O 20 przed hotelem.                                                              
  Ciepło się ubierz :*<<

     Jakże się ucieszyła, kiedy skończyła swoją robotę. Przejrzała jeszcze swojego facebooka, tumbra, tweetera, instagrama i inne przeróżne wynalazki społecznościowe. Do pokoju wpadł szczęśliwy i uśmiechnięty Dejvi.
-Mam świadka a Kubuś da nam śluba.
-Co? – zapytała zdziwiona.
-No żenisz się ze mną. – chłopak pociągnął ją za rękę   i kazał ubrać jakieś buty bo kto mądry żeni się na boso.
-Dawidku, jak już to mogę wyjść za Ciebie za mąż. – mruknęła ubierając kozaki i bluzę.
-Oj nie czepiaj się.
Wzięła jeszcze z szafki, telefon i wyszli. Usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości. Machnęła ręką i postanowiła sprawdzić to później.

         Jak i Kuba tak i ona sama nie mogli wytrzymać ze śmiechu w czasie tego całego ślubu. Kiedy starszy Kot wypowiedział te jakże emocjonujące słowa przysięgi małżeńskiej „para młoda'' starała się zachować powagę.Wychodziło to marnie. 

-Jesteście mężem i żoną, możecie się pocałować. - zakończył Kot. 

-Chyba się Bóg opuścił! - krzyknęła od razu. - Nie będę tej makaki całowała. Mężu mój kochany muszę iść bo obowiązki wzywają. 

-No jak to! A noc poślubna!? - jąkał Dejvi. Brunetka wzruszyła ramionami. 

        Zamknęła laptopa, zdjęła z łóżka wszystkie papiery,  które miały swoje miejsce na podłodze i poszła się przebrać w cieplejsze ubranie. Pociągnęła jeszcze rzęsy tuszem i lekko wypudrowała zaczerwieniały z zimna nos. Włożyła buty i kadrową kurtkę, zamknęła drzwi kartą magnetyczną i skierowała się do windy. 
Stał pod drzewem także w kadrowej kurtce i sprawdzał coś w telefonie. Ujrzawszy Karinę uśmiechnął się serdecznie i wyciągnął rękę w jej stronę.

-Chodź. - szepnął ciepło do ucha.

-Gdzie?

-Niespodzianka. - uśmiechnął się łobuzersko i chwycił ją za  dłoń. 

- Chyba zaczynam się bać..... 


       Szli dokładnie tą samą drogą, którą wracali kilka dni wcześniej do hotelu. W tą pamiętną niedzielę. Dla niego jedną z najważniejszych w życiu. W końcu nie codziennie zostaje się najlepszym skoczkiem na świecie a do tego zdobywa miłość. Po prawie dwóch latach odważył się na jakiekolwiek uczucie względem innej kobiety, która nie była Ewą. Dla niej też to było ważne, jej kadra odnosiła sukcesy, zażegnała na dobre konflikt z Kamilem i otworzyła się na coś nowego. 

-Jesteśmy na miejscu. - powiedział kiedy stanęli pod skocznią na której zdobył medal olimpijski. 

-Przyszliśmy tak po prostu pod skocznie ? 

-No prawie, chodź dalej. - pociągnął ją za rękę. Nie przestawał się uśmiechać. 


Tak, to rzeczywiście wystarczyło, aby bez zastanowienia ruszyła za nim i pozwoliła mu się poprowadzić. Trzymał ją blisko siebie, gdy prawie biegli w kierunku windy. No właśnie... windy. 
- Chyba cię Bóg opuścił! Ja nie wjadę na górę! Ja mam lęk wysokości pacanie. - krzyczała wymachując rękoma. 

Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć i nazwać go idiotą, zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. Wpadli wprost do szklanej windy. Oddech Kariny był przyspieszony. Nie dość, że zaraz znajdzie się na górze skoczni to jeszcze przebywa w zbyt ciasnym pomieszczeniu. To jest po prostu nie komfortowe!

Wyszli na zewnątrz wyjściem, którym zawodnicy  mogą udać się tylko w jedno miejsce. Belka startowa.

- Ty chyba ofifiałeś! I oszalałeś! - krzyczała. 

-Możliwe, ale tylko i wyłącznie na Twoim punkcie. - uśmiechnął się znowu i wpił się w jej usta. 

-Nie wejdę tam. 

-No przecież nie usiądziesz sama, usiądziesz ze mną. Będę tam z Tobą. Zaufaj mi. - i zaufała bo chwilę później pakowała się na kawałek drewnianej deski, którą skoczkowie nazywają belką startową. Dla niej to i tak była deska.

- I co ? Podoba ci się.

-Tak... - aż nie mogła złapać tchu. - Jest pięknie... i  przerażająco. Jacy wy jesteście głupi!? Co wam to da że siedzicie na tej belce tyle metrów nad ziemią, a później tak po prostu z niej skaczecie? - wzruszył ramionami. 

-Pasja... A zapomniałbym. Mam coś dla Ciebie. 

-Dla mnie ? A jest jakaś okazja ? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem. Dobrze wiedziała co jest 14 lutego. Z kieszeni kurtki wyciągnął małe brązowe pudełeczko. Kiedy je otworzyła ujrzała srebrną bransoletkę z cyrkoniami. 

-Piękna jest. Dziękuję. - miała zamiar pocałować go w policzek jednak on przekręcił głowę by wpiła mu się prosto w usta, kolejny uśmiech i kolejny namiętny pocałunek. 

-Kocham cię, wiesz. - zatkało ją totalnie. Szkoda tylko, że słowa bywają puste... 



__________________________________________________________

Pisanie nie zajęło tyle i zebranie się żeby włączyć komputer i to opublikować. 
Boooże jak tutaj słodko, bardzo słodko. Wy też macie dość tej słodyczy ? 

Sezon rozpoczęty .... Jak zawsze. Tylko nasz Mistrz długooo każe na siebie czekać:) No i gdzie jesteś Morgenstern!? ;( 
No to czekamy na Lillehammer i mam nadzieję, że na nowy rozdział :) 
Buziaki! 

PS Proszę o adresy jakiś blogów mogą być Polacy, Niemcy, Auty, Norwegowie.... Dosłownie wszyscy,  byle by coś skocznego :D











sobota, 15 listopada 2014

XXII - cz. druga


cz. I

Skoczkowie wrócili do wioski grubo po trzeciej. Janek będący  pod wpływem alkoholu – bo on nie był pijany ani wypity- nawet nie przyglądał się na łóżko Kamila, które było tak jakby puste. Dopiero kiedy oprzytomniał o piątej nad ranem wpadł w furie i panikę. Może zemdlał jak wracał sam? Albo ktoś go pobił ? Porwali go? Cholera! Gdzie on jest.  Pospiesznie ubrał dres i poleciał do pokoju Macka i Piotrka. No miło by było gdyby któryś ruszył dupę aby otworzyć! Wściekły pobiegł do pokoju Sobczyka, już miał pukać ale do jego łepetyny dotarło że   jak powie Grześkowi o zniknięciu chłopaka to będzie dym. I Kruczek się dowie i w ogóle będzie jazda. Ostatnią nadzieję pozostawiał w Kacprze i Dawidzie. Ruszył do ich pokoju.
-Kuźwa! Jak masz jakieś zaburzenia ze snem to twój zasrany problem. Ale nas w to nie mieszaj. – wydukał zaspany Kubacki. No tak, bo się królewnę obudziło. A jak jego budzik wyje na cały hotel to kurwa mac wspaniale jest!
-Kamila nie ma! – Janek darł się jak opętany. Zza drzwi wyłonił się kolejny nie ogar – serwisman kochany, najdroższy Skrobot równie wściekły co jego współlokator.
-Jasiu, ja  wiem że ty wypiłeś no ale weź się opanuj. Żebyś Stocha nie widział… Weź idź się połóż i wstań jeszcze raz. – chłopaki potraktowali go jakby był pijany. A on nie był pijany. Kamila nie było. Cholera. Wszedł by do Kariny, sprawdzić czy może ona czegoś nie wie bo chyba zmyli się  razem. Ale no przecież oni i tak by się pokłócili więc na pewno nic  nie wie.


         Kurczowo wtuleni w siebie zasnęli. Ciesząc się sobą nie przewidzieli jednego – że skoczkowie kiedyś wrócą i zaczną go szukac. Ze snu wyrwało ją walenie do drzwi. Spanikowała. A jeśli to trener albo Grzesiek? A jak wyleci z roboty a on z kadry ? Nie no to byłoby naprawdę głupie wywalić go z kadry kiedy zdobył złoto na Igrzyskach.
-Ej! – szturchnęła go – Puka ktoś.
-Mhm… - mruknął przytulając dziewczynę bardziej.
-No Kamil do cholery jasnej! Puka ktoś!
-Co-o? – podniósł się do pozycji półsiedzącej i spojrzał na nią z totalną pustką w głowie. Wskoczył szybko w spodnie zebrał swoje rzeczy z podłogi i zamknął się w łazience. Otworzyła drzwi. Ujrzała w nich zielonego z nerwów Janka.
-Czemu ty masz na sobie Kamila bluzę? – zapytał ze zdziwieniem. Spanikowała! Zakładała byle coś na szybko… Nie zauważyła że to jego bluza. Cholera…
-Jasieńku czy ty mi się przyszedłeś pytać czyją mam bluzę na sobie ? O piątej nad ranem. – jakoś wykaraskała się udzielając mu jakże inteligentnej odpowiedzi.
-Kamila nie ma. Nie widziałaś go jak wróciłaś ze skoczni ? – zapytał z taką desperacją w głosie że aż jej się szkoda go zrobiło. W między czasie zdążyła jeszcze kopnąć buta Kamila pod łóżko, zanim spotka się ze spojrzeniem Ziobry.
-No widzisz że u mnie go raczej nie ma. A może poszedł pobiegać ? Wróci na pewno, ale nie rób afery Jasiu – uśmiechnęła się, co jeszcze bardziej go podbudowało. W końcu wyszedł z jej pokoju. Westchnęła głośno padając na łóżko.
-Wyszedł? – z drzwi łazienki wyłonił się mistrz olimpijski. Jej mistrz. Wstała natychmiast. Uśmiechnął się.
-Ładnie Ci w mojej bluzie wiesz? – poczuła jego oddech na szyi, chciał ją przytulić, ale uciekła pod okno wpatrując się kurczowo z krajobraz za oknem. Nie dał za wygraną. Podszedł do niej i przytulił od tyłu. Uśmiechnęła się pod nosem kiedy odgarnął jej grzywkę. Czuła się dobrze. Odwróciła się by go pocałować. Wtedy do pokoju wpadł przestraszony Janek.
-Yyy…O…O matko!...Szukałem Cię – rzekł zmieszany kadrowy Sherlock. Kamil i Karina parsknęli śmiechem. Dziewczyna wzrokiem dała mu do zrozumienia żeby poszedł już i wytłumaczył przy okazji wszystko Jankowi. Oni wyszli a ona tak po prostu poszła sobie spać.

-Stary do cholery! Co wy odstawiasz? – kiedy tylko opuścili pokój fotografki, Ziobro napadł na przyjaciela.
-No co? – Stochowi uśmiech z twarzy nie schodził.
-No i czego się szczerzysz? Cieszysz się ze złota czy o jakiejś lasce myślisz. No tak to drugie,  przecież że o Karinie.
-Czy ja naprawdę mam ci coś tłumaczyć ? – westchnął skoczek.
-Przespałeś się z nią tak ?
-Puknij się w czambo! Pieprzony erotomanie!
-I co teraz ? – dopytywał się Jasiu.
-No i nic, idioto ty nie wyżyty – zakpił sobie Kamil. No tak najlepiej kpić z przyjaciela.

^^^
Rano kiedy wchodził do stołówki nie mógł zlokalizować jej wzrokiem. W jego głowie nawet pojawiła się myśl że zwiała. Nieeee no ale nie mogła tak po prostu. Zaczął przyjmować gratulacje od innych sportowców mieszkających z nimi w wiosce. Niepokoił się coraz bardziej… Modlił się wręcz byleby tylko nie uciekła, nie wyjechała i nic temu podobne.
Wyszedł ze stołówki natychmiast kierując się ku pokoju fotografki. Wszedł bez pukania no bo kto tam w końcu pukał. Stała przy oknie i rozmawiała przez telefon.
-Oczywiście przekaże, dziękuję bardzo w jego imieniu – puściła troszkę sztucznych uśmieszków, serdeczności i dopiero kiedy poczuła jego dłonie na swoich biodrach skapnęła się że nie jest sama.
-Przestraszyłem się że uciekłaś. – parsknęła.
-Jakbym miała uciec to bym już uciekła z Jankiem, a ciebie zamknęła w kiblu. – zaśmiała się. Dostała sms’a i od razu wybuchła śmiechem.
„Ogarnijcie te swoje przytulasy bo Was w holu z okna
Widać ! :*”

-No, muszę Ci powiedzieć że masz miluśkiego przyjaciela. – zareagował podobnie jak ona – śmiał się. 


***************
Jeszcze przez chwilę... albo dłuższą chwilę będzie tak słodko :)
A procesy transportowe wykańczają... Byleby do przyszłej soboty! 
Czy tylko mi się wydaje, że jest nas mniej w skocznej blogsferze ?

wtorek, 11 listopada 2014

XXII - cz. pierwsza.


Sochi. 

    Igrzyska Olimpijskie. Takie dwa krótkie słowa a tyle z tym nadziei, presji i kasy. No bo przecież Ruskie się musieli pochwalić a to, że gdzieś się podwójne kible trafiły to już szczegół. Ja na przykład mam bardzo ładny pokoik i nie narzekam. Jak na dwa tygodnie to spoko.


    Zabrałam chłopaków pod koła olimpijskie. Bo moja księżniczka nadal obrażona puściła hasło, że ma mało zdjęć na Facebooku. Oczywiście obraza majestatu Jana Księżniczki Ziobry trwa w najlepsze. Ohh jakie to miłe. Ale jego narzeczona od zawsze powtarzała, żeby sobie kupił lepszy telefon. Stać go. Taki z aparatem z przodu. Będzie mógł mieć pierdylion zdjęć, selfie z dzieckiem i z psem. Ale lepiej się na biedną Karinkę obrazić. Spoglądam przez obiektyw a na niebieskim kole wisi sobie Piotruś i krzyczy, że chce zdjęcie. Później Kruczek krzyczy, że za kilka dni konkurs a on chce się połamać. Mam nadzieję, że jakoś dotrwam do Planicy...

Niedziela, 9 lutego 2014

   Pod skocznią zebrały się tłumy. I to tylko po to by zobaczyć pięćdziesięciu mężczyzn skaczących na dwóch deskach. Nie no oczywiście wtedy nie byłam tak sceptycznie do tego nastawiona. Moje podejście już się zmieniło.

Rano wpadła do mnie moja księżniczka razem z Dawidem pytając czy nie mam aby jakiś leków przeciwbólowych. Z nieznanych mi powodów wszyscy byli jacyś podirytowani. No konkurs konkursem, ale przecież nie będziemy sobie skakali do gardeł. Na szczęście Marcelina Hula, która jest w Polsce poinformowała mnie jaka jest przyczyna tej atmosfery. Bo przecież kto by to umiał wytłumaczyć. Zapukałam do pokoju numer dwieście pięćdziesiąt siedem. Kamil leżał w łóżku z poduszką na głowie. Obok stała pusta szklanka po herbacie. Wzięłam ją, wrzuciłam do niej torebkę z expresówką i wstawiłam wodę. Rosyjskie czajniki chodzą tak głośno, że obudziły chłopaka.

- O Karina. Co tam ? Jak samopoczucie ? - uśmiechnął się, ale tak nerwowo.

-To chyba ja powinnam o to zapytać. Jak się czujesz.

-Głowa mnie trochę boli, ale już jest lepiej.

-Wystartujesz ? - pytam zalewając herbatę wodą.

-No tak, przecież nie mogę ich wszystkich zawieść,  trenera, chłopaków, rodziców, Ewki... Ciebie.  -  musiał dostrzec moje zmieszanie ponieważ uśmiechnął się i złapał moją dłoń. - Będziesz trzymać kciuki? - jedno kiwnięcie głową i już uśmiech na twarzy obydwojga z nas. Będzie medal, oj będzie.


-Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, Mistrz Świata z 2013 roku na skoczni dużej. Wielka nasza polska nadzieja. Kamil Stoch. I ruszył. LEEEEEEEEEEEEEEEEEECI i jeeeest! Dziewięciometrowa przewaga nad Japończykiem. - słysząc słowa spikera w naszym sztabie zapanowała radość. Łukasz i Grzesiek przyjmowali gratulacje od Niemców, Norwegów i Japończyków. Złoto jest tak blisko.


*
Czuł presje. Ogromną presje. Ale wiedział ile osób go wspiera. Wszyscy Polacy, rodzina, znajomi, zmarła żona też jest gdzieś blisko. No i ona. Przecież obiecała, że będzie trzymać kciuki. No to lecimy po to złoto! 



Jest! Mamy tooooooooooooooooooooooo! Tego już nikt mu nie zabierze. Mistrz olimpijski Kamil Stoch. W owym momencie paradował na barkach Maćka i Jaśka. A my u góry szaleliśmy ze szczęścia. Kruczka duma rozpierała. Przecież niecodziennie jego podopieczny zostaje najlepszym skoczkiem na świecie.

Teraz nadszedł czas świętowania.


***


Odetchnęli świeżym górskim powietrzem. Kierowali się ku wyjściu z kompleksu skoczni. Szli przed siebie. Tak po prostu. Ulice Krasnej Polany – o ile można było to nazwać ulicą – były puste. Kilka osób które jednak tą późną porą przechadzało się po zaśnieżonych ścieżkach przyglądało się im ze zdziwieniem. Pewnie rozpoznawali w nich dzisiejszego mistrza olimpijskiego. Może mieli i ochotę podejść, poprosić o autograf, zamienić kilka słów, ale widząc przy jego boku uroczą brunetkę zrezygnowali z tego pomysłu. Wyglądali niczym para na pierwszej randce. Młodzi, piękni, uśmiechnięci…

-Dziękuję – szepnął przerywając ciszę.

-Za co ?  - zdziwiona Karina  obserwowała chłopaka wśród ulicznych świateł.

-Za to trzymanie kciuków. Wiesz, dawno już nie skakałem na takim luzie. -  parsknęłam śmiechem.

-Trzeba było iść do Janka na jakieś korki „ze skakania na luzie” – śmiała się jeszcze przez jakąś chwilkę, ale zauważywszy jak Kamil ją obserwował słodko się speszyła. Zadrżała.

-Ej zimno Ci! – stwierdził uśmiechając się figlarnie.

-Nie.

Teraz wszystko między tą dwójką wyglądało inaczej. Przełomem był chyba Turniej Czterech Skoczni –  w jakimś stopniu spadek formy, jakaś pustka otaczająca chłopaka i cała przegadana noc z kubkiem gorącej czekolady. Później zadedykowane podium w Wiśle za postawienie na nogi.  Tak bardzo jednak bała się  konkursów w Willingen – urodziny Ewy, dedykowane zwycięstwo i modlenie się żeby tylko mu nic nie odbiło.

-Oj no już nie kłam że ci nie jest zimno! – ściągnął swoją czapkę z kilkoma naklejkami sponsorów i założył na głowę dziewczyny. –A gdzie pani swoją czapkę zgubiła ?


-Zostawiłam w domku – spojrzał na nią z politowaniem i objął ramieniem. Wkurzało ją to że nie mogła swobodnie  wyrwać się z tego miśkowego uścisku. Przystała udając nagły atak kolki. Wykorzystała moment nachylenia i rzuciła śnieżką prosto w twarz szatyna. Uciekła! Zwiała! Tak po prostu go zostawiła! Goniąc dziewczynę poślizgnął się na zlodowaciałym chodniku. Zaśmiała się pod nosem i ruszyła na pomoc złotemu medaliście. Pociągnął ją tak że wylądowała na nim. Zanosili się śmiechem. Kiedy już wstali Stoch odwrócił sobie dziewczynę przodem nie wypuszczając  jej ze swych objęć. Nachylił się nad nią wpatrując się w swój własny cel – usta – i pocałował ją. Pragnęła uczynić ten wieczór jeszcze piękniejszym. I widziała w jego oczach że chcą tego samego. Wplotła swoje dłonie w jego włosy nie pozwalając mu odejść. Kolejny łapczywy pocałunek, kolejny uśmiech i kolejne spojrzenie. Wyszeptał cichutkie, ledwo dosłyszalne dziękuję i pociągnęła go w kierunku wioski. Teraz razem cieszyli się chwilą… 


******************
Do tego brnęłam od początku:) I chyba mi się udało. Druga część tego partu pisana z perspektywy osoby trzeciej ponieważ tak to lepiej wyglądało stylistycznie. I niech tak zostanie. 
Dzisiaj dodaję tylko pierwszą część tego rozdziału bo stwierdziłam, że jak na jeden to byłoby to za dużo. W sobotę zapraszam na część drugą! 
Buziaki! :*

Ps. Jestem również tutaj: 





sobota, 25 października 2014

XXI


Austria - Szpital

Siedziałam na krześle obok łóżka słuchając  co blondyn ma mi do powiedzenia. Nie wiem czy był pod wpływem jakiś leków, narkotyków i nie wiedział co mówi. Tak, mam taką nadzieję. Gdyby tylko wtedy mi to powiedział... Nie ranilibyśmy się wzajemnie.

-To było coś, czego nawet nie czułem z Kristiną. Karcia ... Wtedy zauważyłem jak gadasz z Kamilem, jak się śmiejesz mimo tego jak cię ranił. Ten pocałunek... to był impuls, zwłaszcza, że zauważyłem coś w oczach Stocha. I mam nadzieję, że ty nie zmarnujesz tego jeśli to zauważysz albo kiedy on będzie chciał ci to pokazać. - łzy same cisnęły mi się do oczu.  - Ja cię kocham ... I proszę cię nie przerywaj mi teraz - już płaczę. - Wiem, że ty mnie nie kochasz, albo inaczej... Wiem, że ty mnie kochasz inaczej, jak przyjaciela. I nawet nie wiesz ile muszę wkładać energii by darzyć cię tym samym uczuciem. Przepraszam, na prawdę  cię przepraszam za to na turnieju czterech skoczni. Może kiedyś ja zrozumiem, bądź ty ale... Zresztą teraz jest to nie ważne. Tą bitwę widocznie przegrałem, ale Karuś proszę cię, bądź szczęśliwa. Ja też będę szczęśliwy wiedząc, że żyjesz szczęśliwie z tym wygranym. - z jego słów nie rozumiałam prawie nic ... Jaka bitwa ? Jaki przegrany ? Jakie oczy ? Jakie spojrzenie. Moja głowa jest jedna, za to pytań mnóstwo... Zdecydowanie za dużo.

-I nie rycz, no ej! Mała, proszę Cię. - podniósł się do pozycji półsiedzącej, poklepał miejsce obok siebie i mnie przytulił, tak szczerze, po bratersku.

-Kocham Cię Morgi, na swój własny sposób, ale kocham. Ale obiecaj, że się nie poddasz i wrócisz do skoków, jeszcze cię ujrzę z medalem ? Jak nie na tych to może na kolejnych igrzyskach. - kiwnął głową.


Puchar Świata w Saporro. 

Telefon uporczywie dzwoni już siódmy raz, cyferki na wyświetlaczu wskazują 4;38 w nocy! W NOCY! A na wyświetlaczu wyraźny napis ŻYŁA dzwoni... 
Taak, takie rzeczy potrafi zrobić tylko i wyłącznie Wiewiór. Jak kocham go całym sercem, tak cała pięścią bym mu przywaliła.

-Halo ?

-O hej Karinka! Słuchaj kochanie no bo my tutaj trening na skoczni właśnie odbywamy i się zastanawiamy czy ty umiesz się tymi kiblami w Japonii obsługiwać bo jak tak Skarbuś pierwszy raz pojechał to z dupą przypaloną wrócił heheheh....

-Żyła! Jest 4:40 zadzwoń rano, Dobranoc.

Lot Polska - Niemcy, pokład samolotu. 

-No jeszcze dla mnie Karciu, ale zrób mi proszę moim telefonem to od razu sobie na Facebooka wbiję. No patrz, o tutaj naciskasz. - tłumaczy mi Jasiu. No bo kurwa ja nie wiem, jak się zdjęcia robi! Jak oni mnie wkurzają ostatnio to to już jest straszne!

-Jasiu! Kurwa, kurwy popierdolonej wiem jak robić zdjęcia na każdym aparacie, debilu!

-Ale Karinko, co ty okres dostałaś? Nie wkurwiaj się tak na nas. - uśmiecha się do mnie Kubacki. Chuj mnie zaraz strzeli.

- Stefek zabierz mnie stąd, błagam. -  siadam na kolanach Huli, przytulam się i udaję, że płacze. - I w dupie mam to twoje zdjęcie Jachu!

Musiałam się położyć bo czułam się wykończona, strasznie! Głowa bolała już od kilku dni, środki przeciwbólowe ledwo dawały radę. Jeszcze mama mówi że jestem blada, Grzesiu podpytuje czy nie mam chłopaka, czy aby wujkiem nie będzie. On się nie nadaje na wujka, zacznijmy od tego....

Puchar Świata w Willingen

Jedna wygrana... I druga wygrana, i największa nadzieja na Sochi, kuźwa jaka presja, jak ten człowiek to jeszcze wytrzymuje...

-Karina? Bierzesz jakieś  leki? - pyta uśmiechnięty Wank.

-Coo ?

-No bo kiedyś obiecałaś, że się z nami napijesz a z tego co wiemy masz już wolne bo musisz się regenerować przed wyjazdem na igrzyska. O 21 zapraszamy do pokoju Młodego. - krzyknęli.

   Aparat zwisał mi na szyi, był już włączony i nastawiony odpowiedni tryb. Teraz tylko zapukać do wellingerowego pokoju i pstryk. Będę miała ich czym szantażować.

-Piwo, wino, wódka ? Dobrą mamy wódkę, jeszcze waszą z Polski. - uśmiechnął się Freund. - Wiesz jak Cię spijemy to może jeszcze nam powiesz co tam Twoja kadra na Sochi kombinuje?

-Wino. Kieliszek, bo ja jutro mam za dużo do ogarnięcia.

-Okej.

-To co medale się szykują ? - podpytuję kolegów z niemieckiej kadry.

-No jakiś pewnie tak, ale na złoto w inwidualce nikt nie liczy. Mówią, że Stoch wszystko zgarnie. - chyba dopiero teraz uświadomiłam sobie pod jaką presją jest ten chłopak. Czy sobie poradzi ? Żeby tylko nie został zżarty przez media. Dzisiaj podobno chodzi wkurwiony na całego, bo nie mógł jechać do Polski i iść na cmentarz w urodziny żony. Miałam mu chyba dzisiaj schodzić z drogi. Mimo to żegnam się z Niemcami i podążam ku pokoju chłopaka.

-Spakowany ? - pytam od progu z uśmiechem, a ten automatycznie go odwzajemnił.

-A ty nie u Niemców?

-No tak wyszło, że już nie. A gdzie moja księżniczka obrażona, od piątku.

-Jasiek ? Na dole gada z dziewczynami. Karina... - mówi szeptem, głosem czułym. Zdecydowanie za czułym.

-Noo?

-Ja cię nie chce wyganiać, ale chciałbym się położyć i odpocząć. - oprzytomniłam natychmiast. Podniosłam się z fotela i wyszłam mówiąc tylko cześć. 


*******
Tak bardzo długo to pisałam. Ale napisałam. Pierwsza część była zupełnie inna. Jednak jedna krótka wiadomość o zakończeniu kariery Thomasa zmieniła trochę moje plany. Nadal sobie tego nie ogarnęłam. Jak to sezon bez Morgensterna ?! 



Aaa i jest plan siatkarski... Kiedyś wkrótce.