poniedziałek, 19 stycznia 2015

XXVII



Zakopane....

I nadszedł ten długo wyczekiwany dziewiętnasty marca. Na wjeździe do domu Kotów stało masę toreb. I mniejszych ,i większych, dopiętych i niedopiętych bo się dopiąć nie udało.

-Cyśka, a teraz podaj mi tą czarną na kółkach. - nawigował panią Hulową główny dowodzący Kuba Kot.

-Kubuś lepiej tą, bo tutaj jest bigos i ona musi stać na stojąco.

-Do cholery Cyśka, jak mówię, że tą to masz mi dać tą.

-Okok. Nie unoś się tak.

Zapewne Marcelina nie chciała psuć całej atmosfery, która przed Planicą była niesamowita i magiczna.

-Wszystko! - dziewczyna Dawida aż klasnęła w dłonie spoglądając na załadowanego busa.

-A to dacie radę wcisnąć ? Kubuś, to dała mamunia. - podkreśliła Dominika Sobczyk. Chłopak westchnął. No ale jak od mamuni to co poradzisz ?

-Dziewczynki, chodźcie jakąś kawusie Wam  i dopiero pojedziecie. -  krzyknęła z ganku pani Małgorzata.

-A ja to już nie. - zaśmiał się Kuba udając obrażonego.

-Oj synusiu mój kochany! Ty to się nawet pytać nie musisz. Twoja rozpuszczalna z mleczkiem i trzema łyżeczkami cukru stoi na stole w kuchni. - uśmiechnęła się.

Karina właśnie wchodziła do domu, w którym jeszcze dwa lata temu bywała codziennie. Zatrzymał ją jednak uporczywie dzwoniący telefon... Mamunia





ONA

Miało być fajnie. Miałam pojechać do Planicy i przyglądać się z bliska jego radości z powodu zdobycia Kryształowej Kuli. Mam kochanego brata, wiecie? Musiała się ta pierdolona łamaga połamać akurat dziewiętnastego marca, w dzień wyjazdu do Słowenii. Smutna weszłam do domu państwa Kotów gdzie dziewczyny piły ostatnią kawę a Kuba wżerał batona.
- Nie jadę z Wami. - parsknęłam ironicznie. - Grzesiek się połamał, muszę jechać do Nowego Targu do szpitala...
- A nie mogłabyś jakoś dojechać ? - zapyta z troską Justyna Żyła.
- Ja się autem sama jechać nie odważę. Krzysiek jest już w Planicy, Grzesiek nie pojedzie...
- Mam znajomą na lotnisku, z tym, że we Wrocławiu. Załatwię ci jakoś bilety i do nas dolecisz ?
-Tak! Tak! Jezu Dominika genialna jesteś! Dolecisz Karina, no nie ? Załatwię ci Skrobota to przyjedzie po Ciebie na lotnisko.


Planica...


              Tymczasem w słonecznej Planicy Latający Cyrk rozkręcał się w najlepsze, rozpoczynając ostatni weekend białego szaleństwa - przepełniony przeróżnymi emocjami i oczekiwaniem na ostatnie w tym sezonie sportowe sukcesy, imprezami do rana – jak przystało na ostatni przystanek sezonu - oraz szumiącymi wokoło plotkami - i nieważne co mówili na głos, prawda była taka, że kochali to życie. Razem ze szczęściem, które serwowało, ale też ranami, które zadawało nieraz. A niektórzy ran w tym sezonie doświadczyli wielu. Chociaż niektórym by się wydało, że są najbardziej szczęśliwi ze wszystkich. Tylko zwycięstwa i sukcesy sportowe nie obiecują szczęścia w życiu prywatnym …

ON


Było już grupo po północy, kiedy usłyszeliśmy  klakson jakiegoś auta.

No tak Polska przyjechała, trzeba na klaksonach...

Janek natychmiast podniósł się z miejsca by sprawdzić czy to aby nie dziewczyny. Oni czekali tak niecierpliwie na swoje żony, dziewczyny, narzeczone... A ja? Nie miałem za kim. Niby Amelia – moja siostra miała przyjechać, ale ona tylko po to by dzielnie kibicować swojemu ukochanemu Niemcowi.
Długo rozmyślałem jednak czy przyjedzie ona... Czy zdecyduje się na tą całą magiczną Planicę – jak zwał tak zwał. Moje ostatnie nadzieje rozwiali koledzy wymieniając po kolei wychodzące z busa dziewczyny.

-Marta, Agata, Dominika, Marcysia – na dźwięk imienia żony, Stefek natychmiast pojawił się przy oknie. - Justyna, Janka, Angela, Aśka, no i pan szanowny kierowca. - dodał Hula i wyszli pospiesznie do holu trzaskając drzwiami. Na całym hotelu było słychać głośne przyjechali, przyjechali. Leżałem sam w pokoju już chyba z półgodziny. Wypadałoby iść się przywitać, czy coś.
No i upewnić się czy jednak na pewno nie przyjechała...

-O Kamil – pierwsza zauważyła mnie Marcelina. Jak zawsze pogodna i uśmiechnięta.

-Nie smuć się tak. - szepnęła  kiedy się witaliśmy. Przywitałem się z resztą dziewczyn, przybił piątkę Kubie. Brakowało tylko Kariny...

-Dziewczyny! Pokoje! - wydarła się Janka wymachując kluczami.

-No to tak: Ja, Dominika, Marta i ....  no i to było na tyle – zawahała się Cyśka. 

-A w drugim ja, Angelika, Asia i Justyna. - rozrządziła Janka

-A ja radzę się wam rozejść do pokojów  chłopaki! - wtrącił trener.

-Ale Łukasz, jeszcze Agata nie ma pokoju.

-O to już się Justynko nie musisz martwić. U mnie się wolne miejsce znajdzie. - Kruczek przytulił żonę, zabrał jej walizkę i poszli do pokoju.

-Ale jaka to polityka, że se trener ma pokoja z żonką a my to nie ? - protestował jeszcze Pieter.

-Bo widzisz Piotrek co wolno wojewodzie to nie tobie ...

-Smrodzie – dokończył skoczek.

-Spać!

Chłopaki zabrali torby z jedzeniem i zanieśli je do kantorka a reszta pomagała dziewczyną z walizkami. Ja wziąłem  jedną z walizek Marcysi i szliśmy do windy.

-Co ty Kamiś taki smutny ? - uśmiechnęła się, pomimo że była po długiej i męczącej podróży a zegar wskazywał drugą w nocy.

-Zmęczony po prostu.

ONA

Z lotniska miał odebrać mnie Kacper. Marcelina dogadała z nim wszystko  po za tym, że ma trzymać język za zębami. Dzisiaj przy śniadaniu prawie wszystko wygadał. Prawie bo nie powiedział kogo miałby odebrać.
Miło było postawić nogi na Słoweńskiej ziemi po raz drugi. Bo w Planicy byłam już kilka lat temu w charakterze dziewczyny Maćka. Wspominam to średnio dobrze, bo mieliśmy taką spinę, że sama wróciłam do Polski. Pewnie dlatego nie widziałam podium Stocha i Małysza. Tak, to był chyba 2011 rok.
Wodziłam wzrokiem po wszystkich turystach i poszukiwałam Kacpra. Po chwili go zauważyłam. Siedział na kanapie z żółtą torbą i gadał z kimś przez telefon. Błąd! On się z kimś poważnie kłócił. Podeszłam do niego. On machnął dłonią, cmoknął mnie w policzek i dalej nawijał.

- Z nimi to trzy światy. Naprawdę. Cześć Karuś. Co tam u Ciebie ? Turbulencje były ?

-Boże Skrobot! Masz coś dla mnie ? – zapytałam i wymownie spojrzałam na żółtą siatkę.

-Tak Cyśka coś dała. Trzymaj.

- Dziękuję. To ja się lecę przebrać do łazienki a ty pilnuj mi torby i masz jeszcze telefon. – uśmiechnęłam się i zniknęłam w tłumie.

ON

Cholerny Skrobot! Cholerna Planica! Cholerny ja!

Dzisiaj miałem jakieś nerwowe apogeum. Presja ze strony mediów i kibiców nasilała się coraz bardziej. Zwłaszcza, że dzisiaj spokojnie mogłem zapewnić sobie Kryształową Kulę i nie spocząć na laurach przez najbliższy czas. Ale może ja tego wcale nie chciałem ? Chciałem, teraz najlepiej zaszyć się gdzieś w górach i nie myśleć. Nie żyć wspomnieniami. Marzę żebyś tu była… No marzę, bo czemu nie ? Kto mi zabroni marzyć. A najgorsze jest to, że to marzenie się nie spełni.

„Jak mam Cię jeszcze przepraszać, co? Dlaczego nie przyjechałaś do Planicy? Chciałbym z Tobą nareszcie pogadać. Za długo każesz na siebie czekać. Karina! Czy ty nie rozumiesz, że tęsknie...?”

Nie miałem zbyt wiele do stracenia by wysłać tą wiadomość. Pewnie i tak ją zignoruje, tak jak tysiąc poprzednich.

Kocham ją ? Nie wiem, nie potrafię się określić. Nie no, to brawo dla mnie. Najpierw dużo mówię, a później ?

Czy ja mogę już jechać do domu i schować się pod łóżko! Z dala od tego całego zgiełku.

ONA

Boże, gdzie te dzieci się wychowywały i czemu Skrobot patrzy na ekran mojego telefonu i się szczerzy jak dureń ?
Bo jest durniem ?
No w sumie…

- Skrobot, kochanie moje najlepsze, co jest takiego fajnego w moim telefonie? – Skrobot patrzy na mnie ciągle uśmiechnięty i czyta na głos.

„Jak mam Cię jeszcze przepraszać, co? Dlaczego nie przyjechałaś do Planicy? Chciałbym z Tobą nareszcie pogadać. Za długo każesz na siebie czekać. Karina! Czy ty nie rozumiesz, że tęsknie...?”

Zabije, zajebie! No!!!
Tylko kogo? Kamila czy Kacpra ?
Obu!

-A tak żeśmy kiedyś obstawiali z Roszpunką czy między wami coś ten teges… - śmieje się serwisman.

-Nic między nami nie jest ok.? A nawet jeśli by  coś kiedyś… To… To… To, to jest nasza sprawa. – fuknęłam

-Ale Karcia, no! Bez nerwów.


Byłam pod skocznią w Planicy. Stałam tam tak po prostu i wpatrywałam się w skoczków, których znałam ja i oni znali mnie.
 Dawidowi i Jankowi  nie poszło. Nie udało się dojść do II serii. Oznaczało to, że za chwilę pojawią się obok nas.
 Z łagodnym uśmiechem spoglądałam na Janek, który z wielkim entuzjazmem obracał mnie wokół własnej osi. Krzyczałam, piszczałam, groziłam, prosiłam, ale nawet to nie zmusiło Go do postawienia mnie na ziemi. Tak samo zrobił Dawid a później reszta chłopaków.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tutaj jesteś. Może w końcu Kamil dzięki Tobie odżyje… - rzucił mi szeptem Janek. Wiedziałam,  że on jako jedyny z chłopaków jest świetnie o wszystkim po informowany.
-Nie wiem czy moja obecność czasami nie pogorszy wszystkiego-wyszeptałam, odwracając swoje spojrzenie. Morgenstern…
         Thomas stał pod domkiem austriackich skoczków z małą dziewczynką na rękach. Lily… Urosła. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności przywitania się z Austriakami. I z Morgim. Na samym początku doszukiwałam się winy z jego strony, ale to była totalna głupota. Przecież on nic przede mną nie ukrywał. Powiedział mi wszystko w szpitalu… Winni byliśmy tylko my. Albo on… Spieprzyliśmy sprawę oboje. I ja i Kamil.
- Nie żałujesz, że nie jesteś na górze ? – szepnęłam prosto do ucha blondyna.
-Karina! Co ty tutaj… - odwrócił się z uśmiechem na twarzy i już po chwili poczułam jak odrywam się od ziemi i wiruje w jego ramionach. – Nawet nie wiesz jak się cieszę. Wychorowałaś się już ? Jasiek mówił, że masz … miałaś anemię? Ale to nie jest jedyny powód dla którego przystopowałaś, prawda?
-Thomas… proszę cię, nie teraz. Jak się masz malutka ? – wzięłam małą Morgensternkę na ręce i dokładnie się jej przyjrzałam. Skóra zdarta z ojca…
-Ale z Ciebie ślicznotka – zakręciłam ją wokół jej własnej osi. –Zrobię wam kiedyś sesje. Ale niekoniecznie na skoczni. – puściłam jej ojcu oko.
-Przyjedziesz ? Do Austrii?
-Odwiedzić Was ? Jasne.
-Karcia, powinnaś się zbierać do swoich. Twój mistrz…
-On nie jest mój Thomas – zaśmiałam się. Mój… Może kiedyś… Nie, nie… Tego byłoby zbyt wiele.

Jest pięknie! Mimo tego,  że cały konkurs zakończył na czwartej pozycji,
zapewnił sobie odbiór Kryształowej Kuli w niedzielę. Ta chwila zbliżała się coraz bliżej, stanę z nim w oko w oko po ponad miesiącu. Nie wiem jak zareaguje… I to jest najgorsze!
Kolejka do mistrza była długa. Cały sztab szkoleniowy, dziewczyny i żony chłopaków i na samiusieńkim końcu ja. Ustawiona za Grześkiem Sobczykiem cierpliwie czekałam na swoją kolej… Wszystko dłużyło się niemiłosiernie długo! Serce mi prawie wyskoczyło kiedy Kamil Stoch stanął przede mną. Wpatrywałam się w niego przez pięć sekund. Ani mrugnięcia okiem, ani poruszenia brwią. Byłam zdezorientowana gdy poczułam jak wtula mnie w swoje ciało i kręci mną wokół własnej osi. Uśmiechnęłam się łagodnie, szepcząc ciche gratuluję.

ON

Kiedy ją ujrzałem… Kiedy ją zobaczyłem…. Po prostu tam stała i wpatrywała się we mnie tępym wzrokiem.
Raz się żyje…
Przytuliłem ją ryzykując prawie życiem. Ale nie odrzuciła mnie. Mało tego! Pogratulowała mi. Przymknąłem powieki, starając się oddać tej chwili. Łapczywie pochłaniałem jej zapach. Bliskość, z której tak brutalnie zostałem okradziony. Znów poczułem to ciepło na sercu. Iskrę nadziei, że nie wszystko jeszcze stracone.
- Idź się ogarnąć. Media czekają. – szepnęła. Faktycznie kolejka paparazzi nie skracała się. Wręcz robiła się coraz dłuższa i dłuższa. W środku naszego domku nie panował już taki bałagan, jaki zostawiłem idąc na górę. Jak na te warunki, było pedantycznie czysto. Tylko czemu jak one się wezmą za sprzątanie w naszej szatni to nic nie można znaleźć! Zimno jest, a ja sobie paraduje po naszym domku do połowy rozebrany i szukam jak głupi mojej torby.
- Kurwa mać… - syknąłem trącając narty Dawida, które obiły mi bark.
- Ehh… To ja nie będę przeszkadzała... – szepcze zdezorientowana Karina. Dopiero teraz powstała między nami jakaś dziwna bariera. Bariera, którą nie będzie łatwo mi  przeskoczyć. Bariera, której nie było kiedy składała mi gratulacje.
-Karina… Poczekaj. – jest blada. I zmęczona. Ma lekko podkrążone oczy, ale i tak wygląda pięknie. – Chciałbym z tobą porozmawiać. – mówię a ona spuszcza wzrok. No do cholery, czy ta podłoga jest bardziej interesująca niż ja !?
- A mamy o czym, panie Stoch ?


*** 

Zakopane... Wspaniałe wspomnienia, ogromna ilość fotek, których jeszcze nie zgrałam, kilka kartek z autografami i magia. Istna magia! Będąc w Wiśle latem myślałam, że tam jest tak... niesamowicie. Jednak po raz pierwszy być na skokach zimą i to jeszcze w polskiej stolicy nart... Nie do opisania. Każdemu kto będzie się zastanawiał czy jechać w przyszłym roku (czy nawet w tym do Wisły latem) serdecznie polecam! ;) 
Ostatnio dostałam od kogoś pytanie kiedy pojawi się kolejny rozdział. Nic w tej kwestii się nie zmieniło od początku prowadzenia tego bloga. Tak jak napisałam w opisie bloga nie stawiam sobie reguły częstotliwości dodawania postów :) Czasami mogą to być dwa lub trzy dni, czasem tydzień a czasami nawet miesiąc bo i takie przerwy się zdarzały. 
No, to to byłoby na tyle w kwestii organizacyjnej ;)  





sobota, 3 stycznia 2015

XXVI


ONA

- No nie dzwoń mi po żadne pogotowie. - krzyczałam na Jankę kiedy ta chciała już na 999 zadzwonić. 

-Tak, pewnie i jeszcze mi powiedz, że to, że odleciałaś normalne jest ? - zapyta zażenowana. Kiwnęłam tylko głową. 

-Ty! A może ty w ciąży jesteś. - hahahhahah! Tak bardzo chciałam się zacząć śmiać, ale ona cholera mogła mieć teoretycznie racje ? Ale nie, nie! Po chwili namysłu i przypomnieniu sobie wszystkich dni od powrotu z Rosji wyrzuciłam kompletnie tą możliwość. 

- Pierdolnij się w ten pusty łeb, Janka! 


Od niedzielnego zajścia minęło kilka dni. Janka nie byłaby sobą gdyby nie umówiła mnie do lekarza. W środę po pracy miałyśmy jechać do przychodni. Przeczołgali mnie przez wszelkie możliwe badania. Nie wiem czy byłam zmęczona bardziej dlatego, że źle się czułam czy dlatego, że czułam ten ohydny zapach szpitala, który siłą rzeczy kojarzył mi się ze śmiercią. Wyniki miałam robione na cito także nie musiałam  czekać dni ani tygodni na wyniki tylko kilka godzin.
Lekko przestraszona i podbladła weszłam do gabinetu lekarskiego i na chwilę uwolniłam się od bebłoczącej o mojej nijakiej ciąży Jance. Tak bo mi do szczęścia brakuje małych Kamilątek, kurwa mać! 

 Na całe szczęście w ciąży nie byłam. Jak na razie mamusią nie będę i Janka ciocią też nie. Dzięki Bogu. Bo chybabym z okna wyskoczyła. No, ale te wszystkie omdlenia swoją przyczynę mieć musiały. Radykalny spadek płytek czerwonych czyli anemia. Mam zwolnienie lekarskie do dwudziestego piątego marca. Siłą rzeczy do końca sezonu. Nikogo nie będę musiała oglądać, na nikogo patrzeć i z nikim nie będę musiała się kłócić.

ON 

Trondheim... 

      Zwolnienie lekarskie czy celowe działanie ? Oj ciężko rozgryźć tą dziewczynę. Najpierw kombinuje z jakimś urlopem, teraz L4 rzekomo do końca sezonu czy nawet kilka dniu dłużej. Wykończą mnie te jej gierki kiedyś! Przypomnij sobie, że to przez Ciebie. 

- Karina ma anemie. - rano Jasiek wbił do naszego wspólnego pokoju. 

-Co? 

-Gówno! Rozchorowała się biedna przez Ciebie. 

-Kto ? Na co ? 

-Czy ty jesteś głupszy czy głupszy ? Karina. Ma. Anemie. I. Ma. Zwolnienie. Lekarskie. Do. Końca. Sezonu. Zrozumiałeś ? - tłumaczył. 

-Czyli, co ? Ona w ogóle nie będzie już na żadnych zawodach. - Jasiek pokręcił głową. 

-No z tego co Łukasz mówił to nie.

- Ty chyba oszalałeś ?! Jak nie ?

-Jagnie to jest mała owieczka.

-Boże jak ty mnie wkurzasz idioto!

-Kamil luuz. Bez nerwów.

       Szukałem byle pretekstu by tylko napisać czy zadzwonić do Kariny. No jak ja bym sobie chętnie w łeb strzelił! Po co jej pierdoliłem, że ją kocham jak ja nie wiem co czuje ? Ewcia błagam cię pomóż! 

ONA 

Trzeba było koniecznie się ogarnąć i wrócić do domu. Chłopcy byli już w Oslo i nieubłaganie zbliżało się zakończenie sezonu w Planicy. Janka cisnęła, Marcelina cisnęła i chyba w końcu tam pojadę. Tak po prostu popatrzeć na skoki z bliska a nie za szklanego ekranu.


ON 

Oslo... 

Do zwycięstwa niby tak daleko a jednak tak blisko. Jeszcze tylko jeden przystanek tej karuzeli dzielił nas od zakończenia sezonu w Planicy - Mistrzostwa Świata w Lotach w Harrachovie. 
Po zakończeniu sezonu ostro biorę się za swoje życie prywatne. Takie postanowienie noworoczne, szczegół, że w marcu! 





Do domu wrócił grubo po północy.
Szybko rozpakował torbę. Oddzielił rzeczy do prania od tych zdatnych do użytku, wypił puszkę piwa i poszedł spać.
Jutro miną dwa lata od śmierci jego żony.
Jego ukochanej Ewci.
 Pójdzie na cmentarz i co ? I odpali kolejnego znicza, położy na ciemnym marmurze białą różę i wróci do rzeczywistości. To są ciężkie momenty dla osoby, która straciła kogoś bliskiego. Nikt ani nic nie zastąpi mu tej jednej jedynej miłości. Cząstka jego serca buntowała się bardzo długo żeby przekonał się do tego, że w życiu prywatnym też może być dobrze. Że może zaznać jeszcze smak ust innej kobiety. Były do siebie pozornie podobne. Pozornie ponieważ obie były artystkami. Łączyła je jedna pasja.Tylko czy na­wet uderzające po­dobieństwo daw­nej stra­conej miłości nie
jest w sta­nie wzbudzić ta­kiego sa­mego gorące­go i piękne­go uczucia ? Na dzień dzisiejszy i na tą chwilę tego nie wiedział. Wiedział, że spieprzył może jedyną szansę od losu ? Ale przecież jeśli będzie to prawdziwa miłość to przetrwa, prawda ?
Urywając w pewnym momencie od tego całego zgiełku i myśli o nadchodzącym jutrze zasnął.




ONA


Zakopane...

         Wiedziałam że powinna być teraz z chłopakami   w Oslo na zawodach .
Wszystkie wydarzenia z Sochi – te przyjemne chwile, z Kamilem i ta kłótnia po drużynówce – spowodowały złe samopoczucie, anemie, i zwolnienie lekarskie do końca sezonu. Nie byłam załamana jakoś szczególnie. Nie chciałam po prostu widzieć Stocha. Nie zniosła bym kolejnych spięć.


Skoczek na siłę próbował się ze mną skontaktować. Dzwonił, pisał, przepraszał... Był pod moim domem ale Grzesiek go nie wpuścił. Brat wiele razy pytał o co chodzi, jednak ja  umiejętnie go zbywałam.


Dzisiaj umówiłam się z żonami i panterkami skoczków, aby jakoś ogarnąć wyjazd do Planicy. Wypiłam więc szybką kawę – której oficjalnie pić nie mogłam – wzięłam ze stołu jabłko ubrałam płaszcz i wyszłam zakluczając drzwi wejściowe.

Pogoda w stolicy Tatr zachwycała. Wiosna tutaj przyszła wyjątkowo wcześnie. Słońce świeciło a nad miastem wciąż czuwał śpiący rycerz. Dochodząc do kawiarni zobaczyłam czerwone auto dziewczyny Kubackiego.

-Hej. - krzyknęła blondynka.

-Cześć.

W środku czekała już Angelika z małą Wiwianką i Cysia. Pięć minut później w drzwiach pojawiła się Janka z Dominiką Sobczyk

-Jaka ty jesteś słodka i ładna! – pisnęłam  głaszcząc małą Wiwi po jasnych włoskach.

-Na szczęście wdała się w mamusie a nie w swojego paskudnego tatusia. - skwitowała humorzasta Wyszyńska. Dziewczyny wybuchnęły śmiechem.

-No patrz co ta ciotka mówi. Muszę ci koniecznie zrobić sesje.

-Ale to chyba po Planicy ? - wtrąciła jej mama. Brunetka kiwnęła głową.

-No właśnie Planica dziewuszki. - klasnęła w dłonie Justyna Żyła.

-Mhm... - mruknęła Marcysia – pani cała organizatorka tego przedsięwzięcia- i wyciągnęła z torebki niebieski kalendarz.

-No to tak na pewno jedziemy autem bo nie ma innej opcji. Nie zabierzemy się. I proponuję poprosić starszego Kociaka żeby busa od ojca pożyczył bo ja osobiście nie będę tłukła  do Planicy autem. - reszta dziewczyn przytaknęła.

-No dobra. To dwa lata temu Ewka załatwiła w Harrachowie czapy takie fajne. To Marta odebrałabyś jak będziesz na lotach ? Justyna załatwisz neonowe krasnalki u siebie. Januś szminki! Ty masz do tego wtyki, więc tanio! I ciemny róż! Najmocniejszy. Koniecznie. Zakupy, żarcie i tak dalej ja z Kariną ? – kiwnęłam głową.

-A ty w ogóle jedziesz do Planicy ? - zdziwiła się Wyszyńska.

-Tak, zrobię chłopakom niespodziankę. Tak więc cicho sza!

-Ok. To my ogarniemy żarcie. Stefek nam wszystko przygotuje, grilla i w ogóle bo on jedzie z chłopakami na testowanie skoczni czy coś... I Krzysiu chyba też no nie ? Karcia? Janka ? - jak i ja tak  i narzeczona skoczka nic wiedziały o tych planach.

-Ja jeszcze załatwię takie fajne koszulki co w tamtym roku na  Summer Grand Prix widziałam. Laska miała napis I love ski jumping i ing przekreślone na ers. - wyrwała się Dominika Sobczyk. Cyśka uśmiechnęła się promiennie zapisując któryś tam punkt.

-Dobra dziewczynki, ale ja muszę uciekać bo do biura muszę wbić. – jęknęłam dopijając espresso.

-Podwiozę Cię bo jadę do Targu do teściowej. - uśmiechnęła się cwaniacko dziewczyna Kubackiego.

-Teściowej!? Czy my o czymś nie wiemy ? - podłapała temat Angela.

    No nie wiem. Jak na razie  ja mówię na jego mamę teściowa, ona na mnie synowa, a Dejvi sobie nic z tego nie robi.



           Wsiadłyśmy do czerwonego auta i już za chwilę stałyśmy  w niemiłosiernie długim korku. Miałyśmy aż nadto czasu na rozmowę. Młoda pani psycholog wyczuła już w Sochi że coś między nami jest. Później po powrocie była zaniepokojona całą sytuacją.  Jak i mnie tak i Kamila rozgryzła na poczekaniu.

-Nie boisz się Planicy ?

-Nie... Niby czemu ?

-No wiesz... Kamil tam poznał Ewkę. Jak mu znowu coś odbije ? Będzie nie zdrowo...

-Ee ee tam... Jakoś damy radę.

-No ok, ale teraz na serio. Co się między Wami stało w Sochi ?

-Skąd wiesz?

-Studiuje psychologie. Kochana obrazu jak mi Dawid powiedział, że jesteś na zwolnieniu i że mykłaś z Sochi... Wiedziałam, że na pewno się pokłóciliście... Znowu.

-Przespałam się z  nim... No i on mi później po drużynówce powiedział, że zrobiłam to specjalnie, żeby Morgenstern był zazdrosny! Nie wytrzymałam. Za bardzo się na niego wkurwiłam.

-W sumie to się nie dziwię.

-Martuś, ale proszę Cię nie mów nic Mustafowi. Wiesz jaki on jest...



-No spoko. Jesteśmy. Jak coś to dzwoń. - uśmiechnęła się i pojechała do Nowego Targu.


______________________________________________
      Udało się! Żałowałam tylko, że nie dałam rady jeszcze w 2014, ale witam Was w 2015.
      Jestem zadowolona, że udało mi się go dzisiaj skończyć i opublikować! Nie jestem zadowolona z jednej części rozdziału, ale pisałam ją w fajnym momencie roku 2014 więc jest pewien sentyment. Zakładając tego bloga nie liczyłam, że będę miała Was tutaj tylu i bardzo za to dziękuję!
      Na ten nowy - 2015 rok życzę wam przede wszystkim szczęścia! <3 A sobie by był lepszy niż poprzedni, chociaż na tamten nie narzekam.
      Teraz Was przepraszam i wybywam bo podłapaliśmy z moją ekipą bakcyla do zabawy!

Pozdrawiam! :*

Ps. Jeśli wyłapiecie jakieś błędy to przepraszam. Ewentualne poprawki jutro bądź w poniedziałek.