wtorek, 24 czerwca 2014

XVIII

Engelberg...

Po zwycięstwie Kamila w Titisee-Neustadt pełni ambicji wyruszyliśmy do Szwajcarii. Po ostatniej akcji w Niemczech zaczęłam się grubo zastanawiać czy nie rzucić w cholerę tych evenementów i kadrę, jednak nocne rozmówki z Krzyśkiem szybko mi ten pomysł wybiły z głowy.

-Karina, ale patrz Kamil jest jeden... A Piotrek ciągle o Tobie mówi, Dawid żyć bez Ciebie nie może , Jasiu twierdzi że jakby nie było Angeli to na pewno by się z Tobą orzenił... - wymieniał same plusy pracy z chłopakami. -.... no a Maniek, no cóż mi się osobiście wydaje że on coś do Ciebie czuje. Dziewczyno nie zostawiaj nas przed Sochi... Działasz tam jak psycholog no! -Za Maćka oberwał poduszką! A co do tezy psychologa to tutaj musiałam mu przyznać racje. Robię w naszej kadrze za.... wykonuję tam dużo funkcji.



Siedziałam sobie na ostatnim siedzeniu w autobusie ,jadąc do Krakowa na lotnisko. Nie tryskałam ani energią ani humorem. W sumie to nie miałam nawet za bardzo z kim gadać. Nadal się zastanawiam, jak ja się mogłam dać wkręcić w tą pieprzoną wycieczkę dookoła świata z tą bandą popapranych nielotów. Niby dorośli faceci, a zachowują się gorzej niż dzieci z przedszkola. W hotelu okazało się że popieprzyli pokoje. Miałam se mieć pokój z Mańkiem, ale później się okazało że z Kamilem – tak z TYM Kamilem, dziwne że mówię to tak spokojnie ponieważ jeszcze w recepcji darłam się, tupałam nogą i płakałam jak mała dziewczynka.

-No ej, jakoś sobie poradzimy. No co se nie poradzimy. - jak to usłyszałam to mu przywaliłam, jak Boga kocham urwę mu kiedyś łeb. Nigdy z nim w pokoju nie będę! Aktualnie stanęło na tym, że dostanę rezerwę.



Podczas piątkowych kwalfikacji zrobiłam dwa zdjęcia. Dużo, no nie. Chłopakom szło chyba dobrze. Ja byłam myślami gdzieś daleko. Totalnie nie było z kim gadać bo Morgenstern kuruje się na Turniej Czterech Skoczni, Manuela nie powołali do kadry, a Michael przywiózł dziewczynę. Co prawda Sabine jest bardzo miła, ale nie będę im przeszkadzać.





Puk-puk-puk.
Rano usłyszałam pukanie do moich drzwi. Spojrzałam na zegarek, którego wskazówki wskazywały szóstą. Czy oni mają popsute zegarki!? Czy aż tak poprzewracane we łbach ?

-Karuś masz markera ? - do jej pokoju wparował Ziobro.

  • Yyy ? Markera? Tak... Nie... Nie wiem. Czarnego markera. Chyba mam. - sięgnęłam po torbę i szukałam owego pisaka. - Po co ci marker o szóstej rano? - zapytałam zirytowana.
  • Chodź ze mną to Ci pokaże. - pociągnął mnie za rękę i prowadził do schowka z nartami.

  • Zimno i ciemno tu jak w dupie, jest szósta rano a ty mnie po piwnicach ciągasz. Czy ty masz dobrze we łbie ? - obserwowałam uważnie poczynania skoczka. Założyłam sobie skrobotową bluzę i usiadłam na stoliczku, przepraszam na biurku Prezesa Skrobota – obowiązkowo pisane z wielkich liter, bo to taka ważna funkcja...

  • Luz w dupie ?

  • Mhm... Fajnie brzmi no nie ?

  • Nie. - szepnęłam do siebie i dalej poszłam spać.


Z całkiem dobrym nastawieniem na sobotni dzień ruszyliśmy w kierunku naszego pojazdu. Wyjazd na skocznie był o dziewiątej, zaraz po śniadaniu. Jednak ja po powrocie z piwnicy pospałam tylko 15 minut. Czołgam się jakoś za Kacprem z kubkiem kawy totalnie nie wyspana.

Stałam z aparatem oparta o bandę. Co chwilkę pstrykałam zdjęcia skoczkom rozpinającym narty. Janek prowadził po pierwszej serii. Kruczek był pewny dobrych pozycji swoich podopiecznych w dzisiejszym konkursie bowiem Janek prowadzi, Pieter jest czwarty, Stoch i Murańka gdzieś tam w pierwszej dziesiątce. Do serii finałowej awansował też Dejvi – więc po herbatkę sobie muszę iść sama – i Maniek.

  • Herbatki malinowej ? - odwracając się zobaczyłam Grzesia Sobczyka z dwona kubeczkami parującej herbaty.

  • Życie mi ratujesz. Myślałam że zamarznę....

  • A Kubacki w drugiej serii. - kiwnęłam głową, zanużając się w zapachu maliny. Co jak co, ale herbaty w tej Szwajcarii to dobre mają.


Był Geiger, Ammann – który aktualnie prowadził, ale nie przeskoczył Jaśka - Deschwanden, jakiś Kanadyjczyk, Jurij Tepes, Dawid i gdzieś tam mi Kociak mignął, ale słabo skoczył. Wściekłość gwarantowana. Austriacy też jakoś słabo, Murańka w miarę dobrze, Stoch kapitalnie, Piotruś jakoś coś nie tak fajnie jak poprzednio, ale źle nie było. Bardal i Janda bliżej niż Kamil.

  • No dobra, bo Ziobro. - w między czasie dołączyła do nas reszta naszych chłopaków. Wszyscy staliśmy zaciskając mocno kciuki za Dżonego.

  • Nooooooo.... Jest pierwszy! - wydarł mi się centrantralnie nad uchem Kamil, który stracił zwycięstwo na rzecz kolegi z kadry. I jeszcze się cieszy. Idiota. Debil. Kretyn i lider Pucharu Świata... Wcale nie do twarzy mu w żółtym. Muszę Cysi wspomnieć żeby go do Sochi w żółty wystroiła.

Niedzielny konkurs ogólnie nie był dla mnie ogromniaście ciekawy bo wygrał Stoch - bardziej interesowała mnie zapiekanka z pieczarkami, w której nie było ani grama pieczarki - ale Ziobro był trzeci. Polaków rozdzielił tylko Wellinger. I nie mam pojęcia dlaczego te wszystkie młode fanki prawie przewróciły niemieckiego skoczka. Przecież to jeszcze dzieciak. Nie da się określić czy przystojny.... Może ewentualnie słodki ? Ale to też sprawa gustu. Z rozmyśleń na temat młodego Niemca wyciągnął mnie Jasiu, wręczając mi otrzymane na dekoracji kwiatki.

  • Dla najlepszej menadżerki na świecie!

Na lotnisko w Krakowie dotarliśmy z małym opóźnieniem. W kraju panowała mega śnieżyca, nasz bus się utknął na Zakopiance. A ja czuję się źle. Tylko oczywiście żeby to ktoś zauważył ? Nie, bo po co! Dużo fanów, pełno fanów.... I dużooo zdjęć. Rzygać mi się chce. Chyba się czymś zatrułam. Wołana już od jakiś kilku minut, podeszłam do naszego mistrza z Engelbergu i jego przyjaciela.

  • Kacia? Dobrze się czujesz ? Nie masz przypadkiem gorączki ? - przyłożył zimną dłoń do mojego rozgrzanego czoła.

  • A ty co Ziobro, wczuwasz się do roli ojca ? - kpił Kamil - Co jest?

  • Karina jest chora.

  • Boli Cię coś ?

  • Taaak. Brzuch ją boli. - wypowiedział za mnie adwokat Jan Ziobro, aktualnie skoczek narciarski. Czy ja już kiedyś nie wspominałam że Ziobro na adwokata!

  • Dzięki Jasiu, ale mówić to ja jeszcze umiem.

  • Chcesz jakieś tabletki ? Czy coś ? - zaproponował jaśnie Pan Stoch. Aż się zdziwiłam! Pokręciłam jednak przecząco głową.

  • Dobra to siadaj sobie. My jakoś damy radę.

Odwiedziłam jeszcze łazienkę. Zwróciłam całą zapiekankę. Pamiętaj: nigdy więcej zapiekanek w Szwajcarii! A później to sobie wygodnie zasnęłam z głową na kolanach Stocha, a nogami na Ziobry.
Czułam się na tyle źle, że już mi nawet Kamil nie przeszkadzał. Co ta choroba robi z człowiekiem !?!


*

Nie wysiadł w Zębie. Odwiózł ją do domu. Mało tego! Wniósł śpiącą Karinę do pokoju. Od jakiś dwóch tygodni dręczyły go cholerne wyrzuty sumienia. No bo w sumie... Ta dziewczyna mu nic nie zrobiła, znalazła się tylko w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. A on w Titisse przegiął na całej linii.
Grzesiek albo Krzysiek mieli go odwieść do domu. Przynajmniej Stoch tak zakładał. Niestety starszy z braci był u dziewczyny i prawdopodobnie zostawał tam na noc, a młodszy wypił piwo.
Położył się w pokoju Krzyśka....

*

W wigilijny poranek czułam się zdecydowanie lepiej! Zeszłam na dół do kuchni, gdzie mama z babcią i ciocią Heleną stały przy garach. No tak, w tym roku wigilia u nas. Miłoooo....

  • Cześć kochanie. Już się czujesz lepiej? Zaparzę rumianku mojej kochanej wnusi. - babcia dała mi całusa w policzek na powitanie. Czyż to nie kochane ?
  • Karinka. Napisz do Grześka żeby wziął jeszcze ze dwa kilo mąki tortowej, bo do sklepu pojechał. - krzyknęła mama. No i czego ona się tak drze skoro stoję za nią i szukam dżemu w lodówce ?
    • Dobra. Idę obudzić jeszcze Krzyśka, zapytać czy chce jechać ze mną do Zakopanego.
    • A on w ogóle wrócił od Janki ? - zapytał zdziwiony tata wchodząc do kuchni. - Cześć córcia.
    • Wrócił bo go słyszałam rano. - krzyknęłam jeszcze ze schodów. Bez pukania weszłam sobie do pokoju mego braciszka. Widok jaki tam zostałam zwalił mnie z nóg. I to wcale nie chodziło o to że Kamil się przebierał. Co on tam w ogóle robił. Szybkim ruchem zatrzasnęłam drzwi i zeszłam na dół. Właśnie pojawili się obaj synowie marnotrawni.
    • Co robi Stoch w Krzyśka pokoju !?! - napadłam od razu na Grześka.
    • Yyyy... Śpi ?
    • Nie! Przebiera się! No to może inaczej. Co on robi u nas w chałpie!? - darłam się na tyle głośno ,że cała obecna familia Miętusów pojawiła się w przedpokoju.
    • Nie drzyj się debilko, bo to nie kulturalne. - zatkał mi usta dłonią. - Przyczołgał Cię wczoraj do domu, bo sama nie byłaś wstanie. Zatrułaś się, już nie pamiętasz ?
    • Aha... - już miałam mu coś powiedzieć, ale nie będę sobie siary robić bo Szanowny Pan Mistrz Świata schodził nie pewnie na dół. Moja mama już szczęśliwa. Ja nadal nie wiem od kiedy ona go tak lubi, ale po śmierci Ewki zawsze jak Krzysiek przychodził z treningu to go o niego wypytywała.
    • Kamil, kawki ? - no szlag mnie trafił ,jak usłyszałam to od mojej kochanej mamusi! MOJEJ!
    • Nieee... Mam autobus za 15 minut do domu, więc nie będę sprawiał kłopotu. - kłopot chłopcze, to ty mi od czerwca sprawiasz.
    • Karina jedzie do Zakopanego dzisiaj to Cię podwiezie. Przecież możesz jechać przez Ząb, prawda córciu. - kocham moją mamę tak bardzo, ale w tym momencie to nie wiem co bym jej zrobiła. Widziałam jak Kamil śmieje się pod nosem widząc moją reakcje. Poszedł jednak na ten cholerny autobus... Jak dobrze.

Zjadłam coś, ubrałam się, ogarnęłam całe moje poranne rytuały i byłam gotowa by jechać do stolicy tatr na zakupy. W końcu trzeba się w mikołaja pobawić. Wzięłam auto taty i jadę sobie elegancko. Sześćdziesiątkę przepisowo mam na liczniku, dojeżdżam do przystanku w Dzianiszu i siedzi sobie Kamil Stoch w osobie własnej. Kłamała franca o tym autobusie za 15 minut! Zatrzymałam się i widzę jak się cieszy.

  • Powiedzmy, że dziś dzień dobroci bo Wigilia i ewentualnie mogę cię podrzucić. Chyba że masz autobus za 15 minut.
  • Skąd wiesz, że nie ma tego autobusu.
  • Mieszkam  tutaj kilka lat.

Ja wcale nie jestem taka niedobra jak niektórzy myślą! Przecież zabrałam go dobrowolnie, tak ? Wyrzuciłam pod bramą i pojechałam dalej. Wszystko byłoby fajnie jak bym się w śniegu nie zakopała na wyjeździe z tego pieprzonego Zębu! Nikt jeszcze telefonu nie odbiera! Ani tata, ani Krzyś, ani Grześ... No cholery można dostać... Jeden sygnał, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty....
  • Halo ? - słyszę zaśmiany głos najmłodszego Miętuska.
  • Zakopałam się na wyjeździe z Zębu.
  • A co ty robiłaś z Zębie ?
  • A jak myślisz ?
  • Łooo... Siostra, nie myślałem że w Tobie tyle dobroci!
  • To niech teraz w Tobie będzie trochę dobroci i mnie stąd wyciągnij!

Miał przyjechać mój brat, a przyjechał Stoch. No tak, on miał bliżej a sam Grzesiek by nie dał rady.
No dobra niech im będzie. W końcu święta. Wyciągnął mnie. Sam. Widocznie nie jest takim ciołkiem jak myślałam. Niech ja lepiej nie myślę, bo jeszcze się z nim za przyjaźnie.

  • Dzięki za uratowanie życia.
  • Po raz drugi. - odpowiedział.
  • A kiedy był pierwszy ? - zmieszał się jak cholera. Dobrze wiedziałam, że to dzięki niemu dotarłam do domu, ale specjalnie wdzięczna mu nie byłam.
  • No to wesołych świąt i pa. - rzucił i poszedł do domu.


Wigilia... Żarcia pełno... Rodziny pełno... Żeby jak najszybciej się wyrwać na pasterkę. Nie da się znosić ciągłych pytań babć, ciotek, wujków i innych

  • Masz kogoś ?
  • Mamy szykować się na ślub ?

I coś tego typu. Cholera może trafić. Uwielbiam makiełki! Przez całą wigilię mogę je jeść i jeść...
Więc jem sobie spokojnie, kiedy to mój braciszek starszy chce zabrać głos. Wstaje on, wstaje Janka.

-Chcieliśmy Was wspólnie z Janką poinformować... że... żeee... oświadczyłem się Jance. - krztuszę się! Matko kochana! Pomocy! Mój brat się żeni.... Koniec świata.


_____________________________________________________________________________

Witajcie! 
Tekst między gwiazdkami, nie jest pisany z perspektywy Kariny. Jest po prostu z narracji trzecioosobowej. Zrobiłam tak, a nie inaczej bo po prostu nie potrafiłam złożyć tego z jakimś ładem i składem :)
Wena bywa czasami kapryśna, a nie chciałam Was zostawiać długo bez niczego ponieważ już w poniedziałek wyjeżdżam i nie wiem czy będę miała czas na wrzucenie kolejnego (napisanego już) rozdziału i dostęp do internetu. 
Ostatnio któraś z Was zapytała mnie czy rozdziały nie mogą pojawiać się częściej, skoro mam już napisane Sochi. Nie, nie mogą ponieważ rozdziały z Sochi pisałam na bieżąco w trakcie olimpiady. A nie mam napisanych jeszcze kilku rozdziałów. 

AHA! I jeszcze Stoooooo lat dla dzisiejszego (też szczególnego) bohatera rozdziału! 
Wszystkiego najlepszego dla Janka Ziobry! :D

Życzę Wam miłych i słonecznych wakacji moje drogie! :) 

Całuski! :*















środa, 11 czerwca 2014

XVII


Titisee Neustadt...



Te kilka dni w Polsce dały trochę odpoczynku. Minimalnie bo i tak musiałam siedzieć w zdjęciach. Miałam dwie sesje - chłopaków do Wagrafu – i twierdzę że wstyd mi za mojego brata – i że zima w Zakopcu jest piękna to jeszcze popstrykałam małej Sobczykównej troszkę zdjęć . A sesje z tym dzieciaczkiem są boskie! Moja mała modelka.



No trzeba ruszać tyłek i pędzić na podbój Titisee Neustadt! Oczywiście nie można samolotem do Niemczech polecieć tylko tłuczemy się busem pełnym wariatów. Jakie szczęście że ludzie wynaleźli takie coś jak słuchawki bo przynajmniej to mnie broni odrobinkę od gadaniny naszych najdroższych reprezentantów.

Dowiedziawszy się że mam pokój wśród Norwegów padłam! Po prostu padłam! Nie wiem jak to się stało że coś znowu w tych niemieckich hotelach pochrzanili ale ja nie chcę mieszkać obok Norwegów!!! A braciszek dobry najlepszy najukochańszy żeby za proponować żebym u niego te trzy dni przekimała to się głupio z Mustafem śmieje. Jestem na skraju wytrzymania! No bo nie mogli na przykład mnie koło takiego Morgensterna i Fetnera ulokować ? No nie mogli ? No a wyszło na to że moim przemiłym sąsiadem jest Tom Hilde w osobie własnej. No się szykuje ciekawy weekend w Titisse.


Oczywiście nie obeszło się bez kłótni z szanownymi organizatorami konkursu bo znowu mnie wypieprzyli spod zeskoku. Ale takim dziennikarzom onetu to pozwolą tam stać – no bo widzę później zdjęcia nie profesjonalnym aparatem przy tych idiotycznych artykułach – że oni się jeszcze nie przyzwyczaili że ja tam będę stała na każdym konkursie i nic im do tego. A to że w Lillehammer sobie odpuściłam to nie znaczy że się poddałam. Po prostu w Lillehammer mi się przyśniło że taki Wank sobie na mnie spadł z zeskoku i się bałam. Pamiętaj nie przebywaj dużo z Niemcami a zwłaszcza nie pij! Ale to znowu mieli mnie problem wpuścić tam gdzie skoczkowie są zaraz przed skokiem. A w Związku mi mówili że będziesz miała wszędzie wejścia. Obiecywali wręcz. Ile ta praca mnie kosztuje…

Aaaaaa ja się nie pisałam żeby tutaj za psychologa naszej blond czupryny Roszpunki robić. Dejvi sobie wymyślił że przejdzie załamanie nerwowe właśnie w Niemczech. Wchodzę sobie przed kwalifikacjami do sobotniego konkursu zwinąć któremuś jakiegoś batonika czy coś bo oczywiście tak im się na skocznie spieszyło że nie zdążyłam śniadania zjeść i widzę widok rozczulający… Kubacki siedzi sobie i wżera Stochowego batonika i prawie płacze bo mu na treningu za bardzo nie poszło.
-Skoczkom tak nie wolno- upomniałam go od razu.

-W dupę ze skakaniem. Nic mi nie wychodzi – stwierdził kurczowo patrząc się w podłogę.

-A to podobno Kubacki a nie Kot. – szepnęłam sama do siebie.

-Co ?

-A nie, nic nic – machnęłam ręką na moje wcześniejsze słowa.

-Dobra! Zrobimy tak ty się postarasz skacząc a ja będę sobie płuca wypluwała i Ci pod narty dmuchała ile wejdzie. No niby obiecałam że Krzysiowi trochę podmucham ale jemu ? Po co ? I tak pojedzie na kontynentalkę – chyba tego trzeba mu było- wsparcia – od razu wstał zadowolony zostawiając mi połowę batonika. I taki bardzo szczęśliwy poleciał się rozgrzać. Skonsumowałam batonika i już miałam wychodzić z szatni kiedy w drzwiach minęłam się z Kamilem.

-Pyszne te Twoje batoniki – rzuciłam i wcisnęłam mu w dłonie papierek.



Dmuchałam pod te narty ile wejdzie! No i jakoś poszło. Był szesnasty i mega szczęśliwy. Kamil wygrał kwalfikacje a mój najdroższy braciszek się nie dostał. Jak tak dalej pójdzie to sobie od niego odpocznę bo go z kadry wywalą i wstawią do kontynentalki.
-No to gratulacje – rzekłam kiedy zobaczyłam Kamila i Dawida idących w stronę naszego sztabu. Widziałam że Stoch już mi chciał odpowiedzieć dziękuje ale widząc jak wskoczyłam w ramiona Kubackiego skapnął się że mówiłam tutaj o blondynie. Hahhaha jego mina była taka bezcenna!

No to pięknie nam wyszedł pierwszy konkursik! Wygrał Morgi… No niby Kamil był drugi miał podium i w ogóle ale bardziej się cieszyłam z teamem Autów niż naszym – ot tak moja niechęć do szatyna. Wieczorem też zamiast opijać podium Kamila z Polakami to ja sobie poszłam na piwo do skoczków z Austrii.

Jestem zła, nie wyspana i nic mi się nie chce! Takie oto są skutki sąsiadowania z Norwegami. No bo kto inteligenty gra w kręgle na hotelowym korytarzu o szóstej rano ? Ja bardzo przepraszam jeśli coś kiedyś powiedziałam na moich kochanych, najdroższych i najmądrzejszych Polaków kogo ja chcę oszukać ? Przecież taki Piotr Żyła przy takim Tomie Hilde to istny anioł jest!
Aaaa i jeszcze kolejna afera wyszła dzisiaj na śniadaniu. Okazało się że team Poland tak mnie wkurzył że przechodzę do team Austria. A to wszystko przez to że jak wczoraj wracałam z Thomasowego pokoju to przywłaszczyłam sobie Gregorową bluzę z milionami nalepek sponsorów i austriacką flagą. I wchodzę sobie do stołówki w tej bluzie - bo ja po takiej nocy jak zafundowali mi sąsiedzi to słabo kontaktowałam – i Dejvi mnie przeprasza za wszystko, klęka przede mną, za dłoń łapie, prawie płacze tylko żebym nie odchodziła bo dzięki mnie on jako tako skacze. A za nim to samo robi Wiewiór a Kociątko znowu złe że nawet sytuacji nie ogarnia.
-EJ! Do cholery jasnej! Ja nigdzie nie odchodzę!!!!! – krzyknęłam żeby chociaż troszkę móc przekrzyczeć.

Siedziałam sobie spokojnie w moim pokoju z laptopem i przeglądałam facebooka kiedy to Sobczyk wpadł do mojego pokoju zapytać czy przypadkiem nie ma u mnie Kamila. Hhahha no nie mogę! Kamil u mnie! Niech ten facet się czasami zastanowi!!
-Heh… Grzesiu a w cuda wierzysz ? – zaśmiałam się
-A no tak, zapomniałam że u Ciebie go raczej nie będzie. Cholera gdzie on się podziewa…
-Sprawdź w holu czy on ze śniadania już wrócił – rzekłam spoglądając na to co dzieję się za oknem. Okazało się że mądry pan Hilde wpuścił fanki do holu i połowa skoczków nagle gdzieś zniknęła. A tak naprawdę w pocie czoła rozdawali autografy. Zawód skoczka to jednak ciężka sprawa…



No to sobie stoję z naszym Teamem polskim i Justynką Żyłą bo postanowiła zrobić mężowi niespodziankę. I jej się udało bo Piotruś był drugi w kwalifikacjach – tak się cieszył. Ja też się cieszyłam niezmiernie bo nareszcie mogłam pogadać z jakąś osobą mądrą a na dodatek była to kobieta. Obracam się tylko wśród facetów bo w polskim sztabie jestem jedyną kobietą. Rodzynką. I czuję się z tym fajnie. Oglądaliśmy sobie spokojnie skoki innych reprezentantów -w tym prowadzącego po I serii Kamila - śmialiśmy się i żartowaliśmy. Później jeszcze przyszli Janek, Dawid i Miętus, którzy się do finału nie dostali
-Na belce Thomas Morgenstern – po niemieckim mieście rozniósł się głos spikera.
Leciał ładnie. Nawet bardzo i daleko... Odwróciłam głowę w stronę Justyny tylko na sekundkę... Ale słysząc wrzask widowni spojrzałam na skocznie. Morgensternowi prawdopodobnie podwinęła się narta. Zaliczył upadek.
-Nie podnoś się chłopie! Słyszysz. - komentował Kubacki. - O cholera, grubsza sprawa... - stwierdził dyplomatycznie widząc jak Thomas się podnosi i upada. Ja tylko wpatrywałam się w Gregora, który bezradnie rozkładał ręce. Ruszyłam do przodu. Pewnie byłabym w miejscu gdzie teraz leżał skoczek a wokół niego służby medyczne. Fettner mnie zatrzymał.

-On nie z takich rzeczy wychodził, rozumiesz – kiwnęłam głową – więc teraz masz iść do swoich i dalej kibicować. Ja idę. Jakby coś to będę dzwonił.
-Manu... Jestem pod telefonem.

Radosna atmosfera prysła, ale na osłodę pozostały sukcesy sportowe. A raczej jeden sukces, bo ani Żyła, ani Kot nie skoczyli wybitnie w drugiej serii, wybitnie skoczył za to Kamil, który pokonał Ammanna i Kasaiego i wygrał drugi konkurs w Titisee-Neustadt! No ja wiem że to Kamil, ale w końcu mój evenement. Od kiedy przejęłam obowiązki menadżerki chłopaków, mam coraz mniej czasu. Latam między TZN a biurem i jeszcze załatwiam formalności... Ja nie wiem czy to dobrze że się zgodziłam...

Rozumiem że chłopaków proszą o wywiady, ale że mnie ? Stoję sobie z Justyną, gadam o Morgim i o dzisiejszym konkursie a tutaj podchodzi do mnie pan z mikrofonem za nim kamerzysta, przedstawia się i mi się pyta czy może wywiad przeprowadzić. Czując dodający otuchy wzrok pani Żyły, skinęłam głową.

-Prosto z Titisee-Neustadt wywiad z fotografem polskiego teamu, oraz menadżerki Kamila Stocha, Jana Ziobry, Dawida Kubackiego i nieobecnego Stefana Huli Kariną Miętus, prywatnie siostrą Krzysztofa i Grzegorza Miętusów. - boże co za wstawka... weź człowieku przejdź do tych pytań bo mi się na samolot spieszy.... Przez moją głowę przeleciała nawet myśl że może ja tak przed kamerą zatłukę tą dziennikarzyne ?  
Doszły nas słuchy że od tygodnia przejęła pani obowiązki menadżerki naszych skoczków.

- No z tego co słyszałam musiał pan o tym wiedzieć podczas przedstawiania mnie. - uśmiechnęłam się serdecznie. No nikt nie ma prawa mi paplać że ja jestem nie miła!

- Ahh oczywiście. Ale moim obowiązkiem jest się upewnić.

- Rozumiem.

- Tak więc, wniosła pani do naszej kadry dużo dobrego nie prawda ? Na przykład dzisiejsze zwycięstwo naszego lidera. - prawie zachłystam się własną śliną to słysząc! Że Kamil dzięki mnie ? Hahhahahahahahahahahah!

- Nie sądzę. To że dziś Kamil wygrał to jego zasługa, ciężkiego trenowania przez długie lata i trenerów.

- Jest pani bardzo skromna.

- Przejęła pani evenement team po zmarłej żonie pana Stocha. Dużo spraw musiała pani uregulować, przejrzeć i znajduje pani czas na wspieranie psychiczne chłopaków, jest pani ich diamentem. - nie wytrzymałam! Parskłam śmiechem. Dawno się tylu głupot nie nasłuchałam.

-Czy diamentem ? Może pan sam ich o to zapytać . - wskazałam sobie ręką na Kamila i Maćka, którzy śmiali się z tej całej chorej sytuacji.

- O właśnie, nie rozmawiałem z dzisiejszym zwycięzcą. Bardzo dziękuję za wywiad. Z Titisee-Neustadt Jan Kowalski. - zakończył rozmowę ze mną i poszedł do chłopaków. Przechadzając się za kamerą pokazałam im tylko że trzymam kciuki.... znaczy to raczej było do Kota...


Od dwudziestu minut wisiałam na telefonie rozmawiając z Manuelem o stanie Morgiego. Miał złamany palec. Nie miał obrażeń głowy, jednak lekarze chcieli przetrzymać go w szpitalu do wtorku. Obiecałam że jutro go odwiedzę. Ubrałam bluzę i zamknęłam pokój kierując się ku drzwiom lokum mojego brata i Kubackiego. Zachciało mi się gorącej czekolady i jakiegoś ciacha więc idziemy z Krzyśkiem na miasto.

-Hej. Gdzie się podziewa mój braciszek ? - zapytałam Kubackiego, który leżał na kanapie i stukał w klawiaturę.

-W łazience się pindruje. No wiesz dezodoranty perfumy, balsamy i inne duperele. Ja rozumiem że jak tak mogę, ale ja jestem stanu wolnego a on ma Jankę. - westchnął

- O! Iśka. Już jesteś ? - zwrócił się do mnie mój braciszek używając kolejnego autorskiego zdrobnienia. Założył buty, kadrową kurtkę i wyśmienitym humorze kierowaliśmy się do wyjścia z hotelu. Przechodząc przy pokoju Maćka i Piotrka usłyszeliśmy interesującą rozmowę...

-Ja tam już nie ogarniam jak z nią jest. No bo patrz jest niby nasza a jak wczoraj Morgenstern wygrał to od razu do niego poleciała. Do mnie nawet nie podeszła. Albo jak się wywalił to też już chciała za nim lecieć. - stwierdził Kamil. Spojrzałam z uniesionymi brwiami na brata. Był w takim samym szoku jak ja.

- Głupoty gadasz! Karcia jest w 100 % nasza. A po prostu z AUTami ma dobry kontakt.

- Nie rozumiem, zaufaliście jej od razu. Jakby była jakimś Bogiem.

- Hahaha Kamil, wiesz my byśmy powiedzieli, że to ty jej bardziej zaufałeś. No w końcu jest twoją menadżerką. - rzucił Kot.

- Czyli uważacie za sprawiedliwe, że kiedy nam gorzej idzie, ona mimo wszystko cieszy się z ich sukcesów? Jednym słowem gasi nas. Jeśli tam ma wyglądać z nią współpraca to dla mnie jest mi ona do niczego nie potrzebna. - stwierdził szatyn. Janek z przerażeniem wpatrywał się w drzwi gdzie staliśmy. Piotrek trącił Kamila w żebro.

- I czego mnie Piotrek trącasz. Ja jej po prostu nie ufam.

Słysząc te słowa, które wypowiedział czułam się tak jakby przyłożył mi prosto w twarz! Wszyscy obecni zamilkli . Zaś ja sama spoglądałam na skoczka, nie będąc wstanie ani się poruszyć, ani zamrugać powiekami. Poczułam jak mój oddech przyspiesza i jedyną rzeczą, na jaką było mnie stać to spojrzeć na innych, którzy byli w takim samym szoku jak ja... Z tym że żaden z nich nie wiedział jak to jest źle słysząc od współpracownika że ci nie ufa...


Przykro mi że mi nie ufacie. Jak widać nic tu po mnie... - szepnęłam i z łzami w oczach wybiegłam z hotelu. Słyszałam kilkukrotnie swoje imię wołane przez Krzyśka, Maćka i Janka. Biegłam w strugach zimnego deszczu, który lał nad Titisee-Neustadt. Byłam taka bezsilna...

- Cholera! Nie mam już siły! No cholera, no!

Zatrzymałam się dopiero pod miejskim szpitalem, w którym leżał mój przyjaciel, Anioł Stróż i pocieszyciel. Chociaż już dawno przeszła godzina odwiedzin miałam nadzieję że jakoś się dostanę. Przetarłam dłonią moje załzawione oczy i wspinałam się po schodach by dostać się na oddział chirurgii.

- Dobry wieczór. Przepraszam, w której sali leży Thomas Morgenstern.

- A pani ze sztabu austriackiego ? Bo trener informował że ktoś wieczorem przyjdzie. - bez zastanowienia kiwnęłam głową.

- Sala 298. - wskazała dłonią na koniec korytarza.

Czułam jak łzy napływają do moich oczu. Dlaczego ja jestem taka bezsilna !? No dlaczego!!!
W sali Austriaka panował mrok. Usiadłam koło jego łóżka i przez chwilkę wpatrywałam się w krople deszczu osadzające się na szpitalnych szybach.

Karina ? - usłyszałam zachrypnięty głos Thomasa. Moje oczy automatycznie napełniły się łzami. Nie uszło to uwadze skoczka.

- Ej no! Co się stało!? - jego głos był przepełniony troską...

Nie ufają mi rozumiesz... Nie ufają – zacytowałam słowa wypowiedziane przez Kamila chwilę wcześniej.


Zauważyłam jak zbliża się do mnie. Wstałam, chcąc się od niego oddalić. Chociaż nie będąc w ścisłej formie i tak był szybszy, chwytając moją dłoń, szarpałam się z nim, mimo to miał więcej siły ode mnie. Wyrywając się i okładając go pięściami czułam jak moim ciałem wstrząsnęły konwulsyjne dreszcze. Czułam jak głaszcze moje włosy, jak nie pozwala mi bym wyrwała się z jego objęć, chcąc dać mi poczucie bezpieczeństwa, że zgadza się bym obiła jego klatę, dając upust złości, choć nie był niczemu winny. Usiedliśmy z powrotem na szpitalnym łóżku... Pozwolił mi moczyć swoją koszulkę łzami.

- Myślałam… - oderwałam się od niego dłonią, ocierając mokry nos jakby wypowiedzenie tych słów miało mnie oczyścić.
Jednak było gorzej, tylko pogłębiało we mnie większe zagubienie, ból, rezygnację.
- Pozwól mi sobie pomóc.
Spojrzałam mu w oczy i zaprzeczyłam głową, czując, że to ponad moje siły.
- Jak? Jak chcesz mi pomóc?! – krzyknęłam, próbując powstrzymać kolejny potok moich łez i grymas na twarzy.

- Karina, czy my nie byliśmy dla Ciebie dobrzy ? Czy ja nie byłem dobry ? Wiesz że jakby coś to Austriacka Federacja Narciarska zawsze... - przytknęłam mu dłonie do ust.

- Nie Morgi, ja nie mogę. Mam podpisaną umowę z Polską, jestem menadżerką... Nieeee, to się nie  trzyma kupy. - szepnęłam bezsilnym głosem jeszcze bardziej wtulając się w skoczka.

Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Byłam zmęczona i wycieńczona psychicznie...


___________________________________________________

Czołem! 
Te upały mnie kiedyś wykończą! Coś słaba kondycja mi się kłania... 
I coś czuję że zawaliłam ten rozdział na całej linii. Mając małe swoje własne i prywatne problemy całą złość przelałam przez chamstwo Kamila a zawód i uczucie bezradności przez Karinę. 
Dziś pokazuję Wam tą mniej słodką stronę :-) 
I bardzo Wam dziękuję, że po mimo obowiązków w szkole czy na studiach komentujecie! 
Nie obiecuję że w kolejnym tygodniu coś się pojawi bo będę szlajać się po górach ;) 
Buziaki! :*









wtorek, 3 czerwca 2014

XVI



Lillehammer


Następnym punktem tegorocznego Pucharu Świata było Lillehammer, gdzie reprezentacja Polski po raz pierwszy w historii miała wziąć udział w konkursie mieszanym, a oprócz tego chłopaków czekały dwa konkursy indywidualne, zaś nasze panie jeden.

A właśnie nasze panie.... które pojechały z nami do Norwegii nie mogły opędzić się od polskich much oficjalnie zwanych Reprezentacją Polski w Skokach Narciarskich. Jak tylko pojawiły się na krakowskim lotnisku – tak, do Norwegii lecimy samolotem – chłopaki oszaleli. Kotek dziesięć razy proponował blondynce kawę, Kamil ustąpił miejsca a Dawid dzielnie dotrzymywał towarzystwa. Ja siedziałam z dala od tego cyrku z laptopem na kolanach. Dopiero po chwili zobaczyłam siedzącą obok brunetkę.

-Magdalena Pałasz ? - zapytałam nie odwracając wzroku od laptopa.

-Aaaaa! To ty jesteś ich fotografką! - krzyknęła ucieszona widząc obok mnie torbę z aparatem. - Aśka! Zbawienie!!! - krzyknęła. A już za chwilę obok mnie stała druga z naszych skoczkiń.

-Asia Szwab. - przedstawiła się i ciężko westchnęła.

-Karina.

-Czy oni zawsze są tacy ? - zapytała Magda.

-Głupi ? Taak, masz szczęście że spędzisz z nimi tylko bądź aż dwa dni, ja po trzech tygodniach wymiękam.

**

Po konkursie mieszanym panowie mieli lekki niedosyt... Maciej chyba bardziej chciał się wpisać w tą historię a Kamil ? Ja osobiście z nim nie gadam, ale z tego co wiem od dziewczyn stwierdził że oddał dupny skok. A nasze laseczki najdroższe to szczęśliwe jak diabli. Kit że ostatnie miejsce....
Już je lubię!


Czy ja się kiedyś chwaliłam że oprócz dyplomu z fotografii studiuję marketing i zarządzanie ? Nie ? To właśnie się chwalę. Ale ja się pisałam by być tutaj fotografem.... Wyłącznie FOTOGRAFEM. A to że chłopaki nie ogarniają całej menadżerki po śmierci żony Kamila, która założyła Evenemety no to już nie mój problem. Pewnie gdyby nie był to Jasiu, Dawid czy Stefek to bym w życiu nie pomogła – no chyba z wiadomych przyczyn. No ale wieczorem przyszli do mnie dwaj Evenementy bo im sponsorzy umowę przysłali, no a przecież moje Miętuski musiały się pochwalić co ich siostrzyczka studiuje no nie.

-Jasiu, jak zmienisz ten punkt ostatni... O ten 45C to będzie ok. Na czas określony! Do końca sezonu. Po co masz się dusić dłużej i jeszcze płacić za zerwanie umowy. - wyjaśniłam dokładnie Ziobrze co ma zmienić. I mam nadzieję że zrozumiał. Bo jak nie zrozumiał to idiota z niego.

-A u Dawida wszytko jest ok.

-Boże Karina! My cię po rękach będziemy całować! Kochana jesteś!!! Najlepsza! O Boże kocham cię! - jeśli ktokolwiek zazdrości mi tego że mnie Kubacki po rękach całuje to uwieżcie – nie ma czego.


Po kolacji klapnęłam sobie spokojnie na łóżku w moim pokoju i odpaliłam laptopa. W końcu jakoś trzeba było nadrobić nie obejrzane odcinki Gry o tron. No ale jakbym sobie spokojnie obejrzała to byłoby to nie możliwe prawda? Puka ktoś w drzwi... Albo nie! Nie puka. On wali! Westchnęłam i ruszyłam otworzyć, bo już ich nauczyłam że należy czkać jak ktoś otworzy, to teraz nawet jak powiesz proszę to Ci nie wejdzie. Boże jakie to są ciężkie mózgi...
O proszę! Otworzyłam drzwi i widzę Dawida, Jaśka i – co mnie mega zdziwiło- Kamila Stocha.

-No bo ten, Karcia jest sprawa. No ale to niech może Kamil powie. - rzucił najmłodszy.

-Co? Ja ? - skoczek pytająco spojrzał się na kolegów, którzy tylko uśmiechnęli się i kiwnęli głowami.

-No więc, nie mamy menadżera. - stwierdził.

-A co ja mam z tym wspólnego?

-Boże weź daj Kamil spokój, bo ty się z nią nie dogadasz przecież... Ja powiem. Karcia no bo zobacz jak ty studiujesz zarządzanie no to możesz być naszą menadżerką no nie? A Evenement tylko czeka. Zgadzasz się ? -

-Tak- rzekłam sobie bez żadnego zastanowienia. No tak to jest jak najpierw używa się jęzora zamiast rozumu. Zafundowałam sobie samodzielnie użeranie się ze Stochem.

-Ale działacie na moich zasadach! - krzyknęłam, kiedy poczułam że tracę grunt pod nogami.

-Oczywiście.

-No to macie mnie natychmiast postawić na ziemi! - myślicie że usłuchali? No oczywiście że nie....

Bożeee! Ja chcę jak najszybciej Titisse! Bo między konkursami mamy wbić na trochę do Polski!
Enjoy!


________________________________________

Zapożyczyłam sobie na potrzeby opowiadania te całe evenementy ;)
Jest zimnooo, ponuro, źle i mokro. Ale dzięki tej pogodzie rozchorowała mi się chemiczka i już jestem w domu! Jaaaak miło! ;D 
Jak dobrze że najbliższe 2-3 rozdziały mam napisane, bo inaczej do wakacji byście mnie nie widziały. 
Obiecuję że kiedyś nastanie tej cudownie wolny i ciepły dzień, w którym nadrobię Wasze rozdziały ;) 
Dajcie mi jeszcze z tydzień-dwa :) A tymczasem lecem czytać Orzeszkową :D