Engelberg...
Po zwycięstwie
Kamila w Titisee-Neustadt pełni ambicji wyruszyliśmy do
Szwajcarii. Po ostatniej akcji w Niemczech zaczęłam się grubo
zastanawiać czy nie rzucić w cholerę tych evenementów i kadrę,
jednak nocne rozmówki z Krzyśkiem szybko mi ten pomysł wybiły z
głowy.
-Karina, ale patrz
Kamil jest jeden... A Piotrek ciągle o Tobie mówi, Dawid żyć bez
Ciebie nie może , Jasiu twierdzi że jakby nie było Angeli to na
pewno by się z Tobą orzenił... - wymieniał same plusy pracy z
chłopakami. -.... no a Maniek, no cóż mi się osobiście wydaje że
on coś do Ciebie czuje. Dziewczyno nie zostawiaj nas przed Sochi...
Działasz tam jak psycholog no! -Za Maćka oberwał poduszką! A co
do tezy psychologa to tutaj musiałam mu przyznać racje. Robię w
naszej kadrze za.... wykonuję tam dużo funkcji.
Siedziałam
sobie na ostatnim siedzeniu w autobusie ,jadąc do Krakowa na
lotnisko. Nie tryskałam ani energią ani humorem. W sumie to nie
miałam nawet za bardzo z kim gadać. Nadal
się zastanawiam, jak ja się mogłam dać wkręcić w tą pieprzoną
wycieczkę dookoła świata z tą bandą popapranych nielotów. Niby
dorośli faceci, a zachowują się gorzej niż dzieci z przedszkola.
W hotelu okazało się że popieprzyli pokoje. Miałam se mieć pokój
z Mańkiem, ale później się okazało że z Kamilem – tak z TYM
Kamilem, dziwne że mówię to tak spokojnie ponieważ jeszcze w
recepcji darłam się, tupałam nogą i płakałam jak mała
dziewczynka.
-No
ej, jakoś sobie poradzimy. No co se nie poradzimy. - jak to
usłyszałam to mu przywaliłam, jak Boga kocham urwę mu kiedyś
łeb. Nigdy z nim w pokoju nie będę! Aktualnie stanęło na tym, że
dostanę rezerwę.
Podczas piątkowych
kwalfikacji zrobiłam dwa zdjęcia. Dużo, no nie. Chłopakom szło
chyba dobrze. Ja byłam myślami gdzieś daleko. Totalnie nie było z
kim gadać bo Morgenstern kuruje się na Turniej Czterech Skoczni,
Manuela nie powołali do kadry, a Michael przywiózł dziewczynę. Co
prawda Sabine jest bardzo miła, ale nie będę im przeszkadzać.
Puk-puk-puk.
Rano usłyszałam
pukanie do moich drzwi. Spojrzałam na zegarek, którego wskazówki
wskazywały szóstą. Czy oni mają popsute zegarki!? Czy aż tak
poprzewracane we łbach ?
-Karuś masz
markera ? - do jej pokoju wparował Ziobro.
- Yyy ? Markera? Tak... Nie... Nie wiem. Czarnego markera. Chyba mam. - sięgnęłam po torbę i szukałam owego pisaka. - Po co ci marker o szóstej rano? - zapytałam zirytowana.
- Chodź ze mną to Ci pokaże. - pociągnął mnie za rękę i prowadził do schowka z nartami.
- Zimno i ciemno tu jak w dupie, jest szósta rano a ty mnie po piwnicach ciągasz. Czy ty masz dobrze we łbie ? - obserwowałam uważnie poczynania skoczka. Założyłam sobie skrobotową bluzę i usiadłam na stoliczku, przepraszam na biurku Prezesa Skrobota – obowiązkowo pisane z wielkich liter, bo to taka ważna funkcja...
- Luz w dupie ?
- Mhm... Fajnie brzmi no nie ?
- Nie. - szepnęłam do siebie i dalej poszłam spać.
Z
całkiem dobrym nastawieniem na sobotni dzień ruszyliśmy w kierunku
naszego pojazdu. Wyjazd na skocznie był o dziewiątej, zaraz po
śniadaniu. Jednak ja po powrocie z piwnicy pospałam tylko 15 minut.
Czołgam się jakoś za Kacprem z kubkiem kawy totalnie nie wyspana.
Stałam
z aparatem oparta o bandę. Co chwilkę pstrykałam zdjęcia skoczkom
rozpinającym narty. Janek prowadził po pierwszej serii. Kruczek był
pewny dobrych pozycji swoich podopiecznych w dzisiejszym konkursie
bowiem Janek prowadzi, Pieter jest czwarty, Stoch i Murańka gdzieś
tam w pierwszej dziesiątce. Do serii finałowej awansował też
Dejvi – więc po herbatkę sobie muszę iść sama – i Maniek.
- Herbatki malinowej ? - odwracając się zobaczyłam Grzesia Sobczyka z dwona kubeczkami parującej herbaty.
- Życie mi ratujesz. Myślałam że zamarznę....
- A Kubacki w drugiej serii. - kiwnęłam głową, zanużając się w zapachu maliny. Co jak co, ale herbaty w tej Szwajcarii to dobre mają.
Był
Geiger, Ammann – który aktualnie prowadził, ale nie przeskoczył
Jaśka - Deschwanden,
jakiś Kanadyjczyk, Jurij Tepes, Dawid i gdzieś tam mi Kociak
mignął, ale słabo skoczył. Wściekłość gwarantowana. Austriacy
też jakoś słabo, Murańka w miarę dobrze, Stoch kapitalnie,
Piotruś jakoś coś nie tak fajnie jak poprzednio, ale źle nie
było. Bardal i Janda bliżej niż Kamil.
- No dobra, bo Ziobro. - w między czasie dołączyła do nas reszta naszych chłopaków. Wszyscy staliśmy zaciskając mocno kciuki za Dżonego.
- Nooooooo.... Jest pierwszy! - wydarł mi się centrantralnie nad uchem Kamil, który stracił zwycięstwo na rzecz kolegi z kadry. I jeszcze się cieszy. Idiota. Debil. Kretyn i lider Pucharu Świata... Wcale nie do twarzy mu w żółtym. Muszę Cysi wspomnieć żeby go do Sochi w żółty wystroiła.
Niedzielny
konkurs ogólnie nie był dla mnie ogromniaście ciekawy bo wygrał
Stoch - bardziej interesowała mnie zapiekanka z pieczarkami, w
której nie było ani grama pieczarki - ale Ziobro był trzeci.
Polaków rozdzielił tylko Wellinger. I nie mam pojęcia dlaczego te
wszystkie młode fanki prawie przewróciły niemieckiego skoczka.
Przecież to jeszcze dzieciak. Nie da się określić czy
przystojny.... Może ewentualnie słodki ? Ale to też sprawa gustu.
Z rozmyśleń na temat młodego Niemca wyciągnął mnie Jasiu,
wręczając mi otrzymane na dekoracji kwiatki.
- Dla najlepszej menadżerki na świecie!
Na
lotnisko w Krakowie dotarliśmy z małym opóźnieniem. W kraju
panowała mega śnieżyca, nasz bus się utknął na Zakopiance. A ja
czuję się źle. Tylko oczywiście żeby to ktoś zauważył ? Nie,
bo po co! Dużo fanów, pełno fanów.... I dużooo zdjęć. Rzygać
mi się chce. Chyba się czymś zatrułam. Wołana już od jakiś
kilku minut, podeszłam do naszego mistrza z Engelbergu i jego
przyjaciela.
- Kacia? Dobrze się czujesz ? Nie masz przypadkiem gorączki ? - przyłożył zimną dłoń do mojego rozgrzanego czoła.
- A ty co Ziobro, wczuwasz się do roli ojca ? - kpił Kamil - Co jest?
- Karina jest chora.
- Boli Cię coś ?
- Taaak. Brzuch ją boli. - wypowiedział za mnie adwokat Jan Ziobro, aktualnie skoczek narciarski. Czy ja już kiedyś nie wspominałam że Ziobro na adwokata!
- Dzięki Jasiu, ale mówić to ja jeszcze umiem.
- Chcesz jakieś tabletki ? Czy coś ? - zaproponował jaśnie Pan Stoch. Aż się zdziwiłam! Pokręciłam jednak przecząco głową.
- Dobra to siadaj sobie. My jakoś damy radę.
Odwiedziłam
jeszcze łazienkę. Zwróciłam całą zapiekankę. Pamiętaj: nigdy
więcej zapiekanek w Szwajcarii! A później to sobie wygodnie
zasnęłam z głową na kolanach Stocha, a nogami na Ziobry.
Czułam
się na tyle źle, że już mi nawet Kamil nie przeszkadzał. Co ta
choroba robi z człowiekiem !?!
*
Nie
wysiadł w Zębie. Odwiózł ją do domu. Mało tego! Wniósł śpiącą
Karinę do pokoju. Od jakiś dwóch tygodni dręczyły go cholerne
wyrzuty sumienia. No bo w sumie... Ta dziewczyna mu nic nie zrobiła,
znalazła się tylko w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim
czasie. A on w Titisse przegiął na całej linii.
Grzesiek
albo Krzysiek mieli go odwieść do domu. Przynajmniej Stoch tak
zakładał. Niestety starszy z braci był u dziewczyny i
prawdopodobnie zostawał tam na noc, a młodszy wypił piwo.
Położył
się w pokoju Krzyśka....
*
W
wigilijny poranek czułam się zdecydowanie lepiej! Zeszłam na dół
do kuchni, gdzie mama z babcią i ciocią Heleną stały przy garach.
No tak, w tym roku wigilia u nas. Miłoooo....
- Cześć kochanie. Już się czujesz lepiej? Zaparzę rumianku mojej kochanej wnusi. - babcia dała mi całusa w policzek na powitanie. Czyż to nie kochane ?
- Karinka. Napisz do Grześka żeby wziął jeszcze ze dwa kilo mąki tortowej, bo do sklepu pojechał. - krzyknęła mama. No i czego ona się tak drze skoro stoję za nią i szukam dżemu w lodówce ?
- Dobra. Idę obudzić jeszcze Krzyśka, zapytać czy chce jechać ze mną do Zakopanego.
- A on w ogóle wrócił od Janki ? - zapytał zdziwiony tata wchodząc do kuchni. - Cześć córcia.
- Wrócił bo go słyszałam rano. - krzyknęłam jeszcze ze schodów. Bez pukania weszłam sobie do pokoju mego braciszka. Widok jaki tam zostałam zwalił mnie z nóg. I to wcale nie chodziło o to że Kamil się przebierał. Co on tam w ogóle robił. Szybkim ruchem zatrzasnęłam drzwi i zeszłam na dół. Właśnie pojawili się obaj synowie marnotrawni.
- Co robi Stoch w Krzyśka pokoju !?! - napadłam od razu na Grześka.
- Yyyy... Śpi ?
- Nie! Przebiera się! No to może inaczej. Co on robi u nas w chałpie!? - darłam się na tyle głośno ,że cała obecna familia Miętusów pojawiła się w przedpokoju.
- Nie drzyj się debilko, bo to nie kulturalne. - zatkał mi usta dłonią. - Przyczołgał Cię wczoraj do domu, bo sama nie byłaś wstanie. Zatrułaś się, już nie pamiętasz ?
- Aha... - już miałam mu coś powiedzieć, ale nie będę sobie siary robić bo Szanowny Pan Mistrz Świata schodził nie pewnie na dół. Moja mama już szczęśliwa. Ja nadal nie wiem od kiedy ona go tak lubi, ale po śmierci Ewki zawsze jak Krzysiek przychodził z treningu to go o niego wypytywała.
- Kamil, kawki ? - no szlag mnie trafił ,jak usłyszałam to od mojej kochanej mamusi! MOJEJ!
- Nieee... Mam autobus za 15 minut do domu, więc nie będę sprawiał kłopotu. - kłopot chłopcze, to ty mi od czerwca sprawiasz.
- Karina jedzie do Zakopanego dzisiaj to Cię podwiezie. Przecież możesz jechać przez Ząb, prawda córciu. - kocham moją mamę tak bardzo, ale w tym momencie to nie wiem co bym jej zrobiła. Widziałam jak Kamil śmieje się pod nosem widząc moją reakcje. Poszedł jednak na ten cholerny autobus... Jak dobrze.
Zjadłam
coś, ubrałam się, ogarnęłam całe moje poranne rytuały i
byłam gotowa by jechać do stolicy tatr na zakupy. W końcu trzeba
się w mikołaja pobawić. Wzięłam auto taty i jadę sobie
elegancko. Sześćdziesiątkę przepisowo mam na liczniku, dojeżdżam
do przystanku w Dzianiszu i siedzi sobie Kamil Stoch w osobie
własnej. Kłamała franca o tym autobusie za 15 minut! Zatrzymałam
się i widzę jak się cieszy.
- Powiedzmy, że dziś dzień dobroci bo Wigilia i ewentualnie mogę cię podrzucić. Chyba że masz autobus za 15 minut.
- Skąd wiesz, że nie ma tego autobusu.
- Mieszkam tutaj kilka lat.
Ja
wcale nie jestem taka niedobra jak niektórzy myślą! Przecież
zabrałam go dobrowolnie, tak ? Wyrzuciłam pod bramą i pojechałam
dalej. Wszystko byłoby fajnie jak bym się w śniegu nie zakopała
na wyjeździe z tego pieprzonego Zębu! Nikt jeszcze telefonu nie
odbiera! Ani tata, ani Krzyś, ani Grześ... No cholery można
dostać... Jeden sygnał, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty....
- Halo ? - słyszę zaśmiany głos najmłodszego Miętuska.
- Zakopałam się na wyjeździe z Zębu.
- A co ty robiłaś z Zębie ?
- A jak myślisz ?
- Łooo... Siostra, nie myślałem że w Tobie tyle dobroci!
- To niech teraz w Tobie będzie trochę dobroci i mnie stąd wyciągnij!
Miał
przyjechać mój brat, a przyjechał Stoch. No tak, on miał bliżej
a sam Grzesiek by nie dał rady.
No
dobra niech im będzie. W końcu święta. Wyciągnął mnie. Sam.
Widocznie nie jest takim ciołkiem jak myślałam. Niech ja lepiej
nie myślę, bo jeszcze się z nim za przyjaźnie.
- Dzięki za uratowanie życia.
- Po raz drugi. - odpowiedział.
- A kiedy był pierwszy ? - zmieszał się jak cholera. Dobrze wiedziałam, że to dzięki niemu dotarłam do domu, ale specjalnie wdzięczna mu nie byłam.
- No to wesołych świąt i pa. - rzucił i poszedł do domu.
Wigilia...
Żarcia pełno... Rodziny pełno... Żeby jak najszybciej się wyrwać
na pasterkę. Nie da się znosić ciągłych pytań babć, ciotek,
wujków i innych
- Masz kogoś ?
- Mamy szykować się na ślub ?
I
coś tego typu. Cholera może trafić. Uwielbiam makiełki! Przez
całą wigilię mogę je jeść i jeść...
Więc
jem sobie spokojnie, kiedy to mój braciszek starszy chce zabrać
głos. Wstaje on, wstaje Janka.
-Chcieliśmy
Was wspólnie z Janką poinformować... że... żeee... oświadczyłem
się Jance. - krztuszę się! Matko kochana! Pomocy! Mój brat się
żeni.... Koniec świata.
_____________________________________________________________________________
Witajcie!
Tekst między gwiazdkami, nie jest pisany z perspektywy Kariny. Jest po prostu z narracji trzecioosobowej. Zrobiłam tak, a nie inaczej bo po prostu nie potrafiłam złożyć tego z jakimś ładem i składem :)
Wena bywa czasami kapryśna, a nie chciałam Was zostawiać długo bez niczego ponieważ już w poniedziałek wyjeżdżam i nie wiem czy będę miała czas na wrzucenie kolejnego (napisanego już) rozdziału i dostęp do internetu.
Ostatnio któraś z Was zapytała mnie czy rozdziały nie mogą pojawiać się częściej, skoro mam już napisane Sochi. Nie, nie mogą ponieważ rozdziały z Sochi pisałam na bieżąco w trakcie olimpiady. A nie mam napisanych jeszcze kilku rozdziałów.
AHA! I jeszcze Stoooooo lat dla dzisiejszego (też szczególnego) bohatera rozdziału!
Wszystkiego najlepszego dla Janka Ziobry! :D
Życzę Wam miłych i słonecznych wakacji moje drogie! :)
Całuski! :*