Sochi - 14 lutego.
Piątkowy ranek był jakiś dziwny. Wszyscy
gdzieś latali, coś załatwiali. Nikt nie miał dla siebie czasu. Karina tej
nocy w ogóle się nie wyspała. Musiała
zrobić porządek ze zdjęciami, ogarnąć wszystkie maile, zaproszenia na
konferencje, wywiady od których skrzynka mailowa pękała w szwach. Wskoczyła
prędko w jakieś byle jakie ciuchy i pobiegła na dół. Skoczków jeszcze nie było.
Zjadła szybko śniadanie i już siedziała w swoim pokoju odpisując na maile.
Nawet nie widziała się dzisiaj z chłopakami. Jeszcze.
Ten dzień
miał zaplanowany inaczej. Przecież to walentynki – święto zakochanych, które
miał zamiar obchodzić z Kariną. A tu dupa blada. Trener miał z nimi do
omówienia wszystkie skoki treningowe, omówić mniej więcej plan działania na
jutro. No to cały dzień spieprzony. Idąc do trenera minął ją biegającą z
telefonem. Aż się uśmiechnął. Był tylko przelotny buziak i krótkie cześć. Nic więcej. Nie miała czasu. Była
zalatana.
Odpisywała
już na 12038 maila i przeprowadzała 234 rozmowę telefoniczną a na Skypie miała
jeszcze Cysie.
-No to
zalatana jesteś? – zapytała brunetka popijając kawę.
-Błagam
Cię! Dziewczyną w Zakopanem się serwer popsuł i wiszę na telefonie z
informatykiem, odbieram nadal jakieś gratulacje itp. itd. Masakra! O i jeszcze
muszę poprosić o sprostowanie jakiegoś brukowca bo coś popieprzyli jak pisali o
tym upadku. – westchnęła.
-A ja się
mega nudzę! Milkę i Stefana wygnałam do teściowej. Czekam na kuriera bo ma mi
materiały na kombinezony przywieść no i piję już chyba z czwartą kawę.
-O a ja to
nawet nie mam czasu się kawy napić. Poczekaj bo mam Jaśka na telefonie.- pani
Hula kiwnęła głową.
Kilka razy
powiedziała tak i pokiwała głową a
później gwałtownie wstała z łóżka, pożegnała się z Marceliną i wybiegła z
pokoju. W stołówce czekali już prawie wszyscy skoczkowie- oprócz Kamila. Ale
jakoś ona tego nie zauważyła. Przy polskim stoliku siedział wyjątkowo Andreas
Wank.
-O Karinko
tutaj oto obecny Andi ma do Ciebie sprawę.
-Słucham –
zapytała już po niemiecku wpatrując się w Wanka.
-Bo wiesz
Karuś, dzisiaj są walentynki i chciał bym się z Tobą ożenić. - klęknął przed nią pokazując okrągłą chrupkę,
służącą za pierścionek. Nie było innego wyjścia jak tylko wybuchnąć śmiechem.
-No bo
dzisiaj można się ożenić . I ten ślub obowiązuje tylko i wyłącznie na terenie
wioski i tylko w czasie igrzysk. – wytłumaczyło jej łaskawie Kociątko, które
przeczytało jakiś artykuł na spacerze. No
takiemu to dobrze że sobie na spacerki chodzi.
-Ale Wanki
no, ja nie mam czasu żeby się wychodzić za mąż – powiedziała z litością nad
Niemcem.
-Karcia
się ze mną ożeni no nie? – zapytał Dejvi otulając ją ramieniem.
-Oczywiście
– cmoknęła Kubackiego w policzek. Zrezygnowany niemiecki skoczek wrócił do
swojego stolika.
Spóźniony
wszedł do stołówki. W oczy od razu rzuciła mu się brunetka, a przed nią
klęczący Wank. Przyglądał się sytuacji z uwagą. No bo co do cholery on robi przy Karinie ? Jego Karinie? O! A
później jeszcze Kubacki ją objął a ona dała mu buziaka. Doszedł do stolika i
usiadł naprzeciwko niej.
-O! Kamil
będziesz moim świadkiem? – zapytał z entuzjazmem Kubacki.
-Co ? –
wpatrywał się w siedzącą na wprost niego dwójkę.
-No bo
żenię się z Karinką, dzisiaj, zaraz po obiedzie. – Janek aż zaśmiał się pod
nosem widząc zaskoczoną a za razem przestraszoną twarz kolegi.
-Coo…
Yyyee… nie… ja nie mam czasu muszę iśc… do Kruczka muszę iść – jąkał się i
zwiał z pomieszczenia. Jak i Karina tak i Ziobro parsknęli śmiechem. Tylko
zdezorientowany Dejvi nie wiedział o co chodzi.
Janek wszedł do pokoju i zastał tam leżącego
na łóżku Kamila, który wpatrywał się w sufit. Był chyba zły.
-A ty co
zazdrosny ? – Ziobro nie mógł opanować śmiechu.
-No weź
rusz dupsko i zabierz ją gdzieś zanim się z Kubackim ożeni.- szturchnął go w
ramię.
-Ej a o co
chodzi z tym ślubem ? – zapytał Stoch ubierając buty.
-Oj no
dzisiaj są walentynki, bierzesz ślub, który obowiązuje tylko w wiosce i do
końca trwania igrzysk. No gdzie ty idziesz do jasnej cholery?
-Do
Kruczka, zaraz przyjdę. – i wyszedł z pokoju. W między czasie wystukał na
klawiaturze telefonu, krótkiego sms’a
>>O 20 przed hotelem.
Ciepło się ubierz :*<<
Jakże się
ucieszyła, kiedy skończyła swoją robotę. Przejrzała jeszcze swojego facebooka,
tumbra, tweetera, instagrama i inne przeróżne wynalazki społecznościowe. Do
pokoju wpadł szczęśliwy i uśmiechnięty Dejvi.
-Mam
świadka a Kubuś da nam śluba.
-Co? –
zapytała zdziwiona.
-No żenisz
się ze mną. – chłopak pociągnął ją za rękę
i kazał ubrać jakieś buty bo kto mądry żeni się na boso.
-Dawidku,
jak już to mogę wyjść za Ciebie za mąż. – mruknęła ubierając kozaki i bluzę.
-Oj nie
czepiaj się.
Wzięła
jeszcze z szafki, telefon i wyszli. Usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości.
Machnęła ręką i postanowiła sprawdzić to później.
Jak i Kuba
tak i ona sama nie mogli wytrzymać ze śmiechu w czasie tego całego ślubu. Kiedy starszy Kot wypowiedział te
jakże emocjonujące słowa przysięgi małżeńskiej „para młoda'' starała się
zachować powagę.Wychodziło to marnie.
-Jesteście mężem i żoną, możecie się pocałować. - zakończył Kot.
-Chyba się Bóg opuścił! - krzyknęła od razu. - Nie będę tej makaki całowała. Mężu mój kochany muszę iść bo obowiązki wzywają.
-No jak to! A noc poślubna!? - jąkał Dejvi. Brunetka wzruszyła ramionami.
Zamknęła laptopa, zdjęła z łóżka wszystkie papiery, które miały swoje miejsce na podłodze i poszła się przebrać w cieplejsze ubranie. Pociągnęła jeszcze rzęsy tuszem i lekko wypudrowała zaczerwieniały z zimna nos. Włożyła buty i kadrową kurtkę, zamknęła drzwi kartą magnetyczną i skierowała się do windy.
Stał pod drzewem także w kadrowej kurtce i sprawdzał coś w telefonie. Ujrzawszy Karinę uśmiechnął się serdecznie i wyciągnął rękę w jej stronę.
-Chodź. - szepnął ciepło do ucha.
-Gdzie?
-Niespodzianka. - uśmiechnął się łobuzersko i chwycił ją za dłoń.
- Chyba zaczynam się bać.....
Szli dokładnie tą samą drogą, którą wracali kilka dni wcześniej do hotelu. W tą pamiętną niedzielę. Dla niego jedną z najważniejszych w życiu. W końcu nie codziennie zostaje się najlepszym skoczkiem na świecie a do tego zdobywa miłość. Po prawie dwóch latach odważył się na jakiekolwiek uczucie względem innej kobiety, która nie była Ewą. Dla niej też to było ważne, jej kadra odnosiła sukcesy, zażegnała na dobre konflikt z Kamilem i otworzyła się na coś nowego.
-Jesteśmy na miejscu. - powiedział kiedy stanęli pod skocznią na której zdobył medal olimpijski.
-Przyszliśmy tak po prostu pod skocznie ?
-No prawie, chodź dalej. - pociągnął ją za rękę. Nie przestawał się uśmiechać.
Tak, to rzeczywiście wystarczyło, aby bez zastanowienia ruszyła za nim i pozwoliła mu się poprowadzić. Trzymał ją blisko siebie, gdy prawie biegli w kierunku windy. No właśnie... windy.
- Chyba cię Bóg opuścił! Ja nie wjadę na górę! Ja mam lęk wysokości pacanie. - krzyczała wymachując rękoma.
Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć i nazwać go idiotą, zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. Wpadli wprost do szklanej windy. Oddech Kariny był przyspieszony. Nie dość, że zaraz znajdzie się na górze skoczni to jeszcze przebywa w zbyt ciasnym pomieszczeniu. To jest po prostu nie komfortowe!
Wyszli na zewnątrz wyjściem, którym zawodnicy mogą udać się tylko w jedno miejsce. Belka startowa.
- Ty chyba ofifiałeś! I oszalałeś! - krzyczała.
-Możliwe, ale tylko i wyłącznie na Twoim punkcie. - uśmiechnął się znowu i wpił się w jej usta.
-Nie wejdę tam.
-No przecież nie usiądziesz sama, usiądziesz ze mną. Będę tam z Tobą. Zaufaj mi. - i zaufała bo chwilę później pakowała się na kawałek drewnianej deski, którą skoczkowie nazywają belką startową. Dla niej to i tak była deska.
- I co ? Podoba ci się.
-Tak... - aż nie mogła złapać tchu. - Jest pięknie... i przerażająco. Jacy wy jesteście głupi!? Co wam to da że siedzicie na tej belce tyle metrów nad ziemią, a później tak po prostu z niej skaczecie? - wzruszył ramionami.
-Pasja... A zapomniałbym. Mam coś dla Ciebie.
-Dla mnie ? A jest jakaś okazja ? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem. Dobrze wiedziała co jest 14 lutego. Z kieszeni kurtki wyciągnął małe brązowe pudełeczko. Kiedy je otworzyła ujrzała srebrną bransoletkę z cyrkoniami.
-Piękna jest. Dziękuję. - miała zamiar pocałować go w policzek jednak on przekręcił głowę by wpiła mu się prosto w usta, kolejny uśmiech i kolejny namiętny pocałunek.
-Kocham cię, wiesz. - zatkało ją totalnie. Szkoda tylko, że słowa bywają puste...
- I co ? Podoba ci się.
-Tak... - aż nie mogła złapać tchu. - Jest pięknie... i przerażająco. Jacy wy jesteście głupi!? Co wam to da że siedzicie na tej belce tyle metrów nad ziemią, a później tak po prostu z niej skaczecie? - wzruszył ramionami.
-Pasja... A zapomniałbym. Mam coś dla Ciebie.
-Dla mnie ? A jest jakaś okazja ? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem. Dobrze wiedziała co jest 14 lutego. Z kieszeni kurtki wyciągnął małe brązowe pudełeczko. Kiedy je otworzyła ujrzała srebrną bransoletkę z cyrkoniami.
-Piękna jest. Dziękuję. - miała zamiar pocałować go w policzek jednak on przekręcił głowę by wpiła mu się prosto w usta, kolejny uśmiech i kolejny namiętny pocałunek.
-Kocham cię, wiesz. - zatkało ją totalnie. Szkoda tylko, że słowa bywają puste...
__________________________________________________________
Pisanie nie zajęło tyle i zebranie się żeby włączyć komputer i to opublikować.
Boooże jak tutaj słodko, bardzo słodko. Wy też macie dość tej słodyczy ?
Sezon rozpoczęty .... Jak zawsze. Tylko nasz Mistrz długooo każe na siebie czekać:) No i gdzie jesteś Morgenstern!? ;(
No to czekamy na Lillehammer i mam nadzieję, że na nowy rozdział :)
Buziaki!
PS Proszę o adresy jakiś blogów mogą być Polacy, Niemcy, Auty, Norwegowie.... Dosłownie wszyscy, byle by coś skocznego :D