niedziela, 30 listopada 2014

XXIII


Sochi - 14 lutego. 


          Piątkowy ranek był jakiś dziwny. Wszyscy gdzieś latali, coś załatwiali. Nikt nie miał dla siebie czasu. Karina tej nocy  w ogóle się nie wyspała. Musiała zrobić porządek ze zdjęciami, ogarnąć wszystkie maile, zaproszenia na konferencje, wywiady od których skrzynka mailowa pękała w szwach. Wskoczyła prędko w jakieś byle jakie ciuchy i pobiegła na dół. Skoczków jeszcze nie było. Zjadła szybko śniadanie i już siedziała w swoim pokoju odpisując na maile. Nawet nie widziała się dzisiaj z chłopakami. Jeszcze.

Ten dzień miał zaplanowany inaczej. Przecież to walentynki – święto zakochanych, które miał zamiar obchodzić z Kariną. A tu dupa blada. Trener miał z nimi do omówienia wszystkie skoki treningowe, omówić mniej więcej plan działania na jutro. No to cały dzień  spieprzony.  Idąc do trenera minął ją biegającą z telefonem. Aż się uśmiechnął. Był tylko przelotny buziak i krótkie cześć. Nic więcej. Nie miała czasu. Była zalatana.

        Odpisywała już na 12038 maila i przeprowadzała 234 rozmowę telefoniczną a na Skypie miała jeszcze Cysie. 
-No to zalatana jesteś? – zapytała brunetka popijając kawę.
-Błagam Cię! Dziewczyną w Zakopanem się serwer popsuł i wiszę na telefonie z informatykiem, odbieram nadal jakieś gratulacje itp. itd. Masakra! O i jeszcze muszę poprosić o sprostowanie jakiegoś brukowca bo coś popieprzyli jak pisali o tym upadku. – westchnęła.
-A ja się mega nudzę! Milkę i Stefana wygnałam do teściowej. Czekam na kuriera bo ma mi materiały na kombinezony przywieść no i piję już chyba z czwartą kawę.
-O a ja to nawet nie mam czasu się kawy napić. Poczekaj bo mam Jaśka na telefonie.- pani Hula kiwnęła głową.
Kilka razy powiedziała tak i pokiwała głową a później gwałtownie wstała z łóżka, pożegnała się z Marceliną i wybiegła z pokoju. W stołówce czekali już prawie wszyscy skoczkowie- oprócz Kamila. Ale jakoś ona tego nie zauważyła. Przy polskim stoliku siedział wyjątkowo Andreas Wank.
-O Karinko tutaj oto obecny Andi ma do Ciebie sprawę.
-Słucham – zapytała już po niemiecku wpatrując się w Wanka.
-Bo wiesz Karuś, dzisiaj są walentynki i chciał bym się z Tobą ożenić. -  klęknął przed nią pokazując okrągłą chrupkę, służącą za pierścionek. Nie było innego wyjścia jak tylko wybuchnąć śmiechem.
-No bo dzisiaj można się ożenić . I ten ślub obowiązuje tylko i wyłącznie na terenie wioski i tylko w czasie igrzysk. – wytłumaczyło jej łaskawie Kociątko, które przeczytało jakiś artykuł na spacerze. No takiemu to dobrze  że sobie  na spacerki chodzi.
-Ale Wanki no, ja nie mam czasu żeby się wychodzić za mąż – powiedziała z litością nad Niemcem.
-Karcia się ze mną ożeni no nie? – zapytał Dejvi otulając ją ramieniem.
-Oczywiście – cmoknęła Kubackiego w policzek. Zrezygnowany niemiecki skoczek wrócił do swojego stolika.


      Spóźniony wszedł do stołówki. W oczy od razu rzuciła mu się brunetka, a przed nią klęczący Wank. Przyglądał się sytuacji z uwagą. No bo co do cholery on robi przy Karinie ? Jego Karinie? O! A później jeszcze Kubacki ją objął a ona dała mu buziaka. Doszedł do stolika i usiadł naprzeciwko niej.
-O! Kamil będziesz moim świadkiem? – zapytał z entuzjazmem Kubacki. 
-Co ? – wpatrywał się w siedzącą na wprost niego dwójkę.
-No bo żenię się z Karinką, dzisiaj, zaraz po obiedzie. – Janek aż zaśmiał się pod nosem widząc zaskoczoną a za razem przestraszoną twarz kolegi.
-Coo… Yyyee… nie… ja nie mam czasu muszę iśc… do Kruczka muszę iść – jąkał się i zwiał z pomieszczenia. Jak i Karina tak i Ziobro parsknęli śmiechem. Tylko zdezorientowany Dejvi nie wiedział o co chodzi.


     Janek wszedł do pokoju i zastał tam leżącego na łóżku Kamila, który wpatrywał się w sufit. Był chyba zły.
-A ty co zazdrosny ? – Ziobro nie mógł opanować śmiechu.
-No weź rusz dupsko i zabierz ją gdzieś zanim się z Kubackim ożeni.- szturchnął go w ramię.
-Ej a o co chodzi z tym ślubem ? – zapytał Stoch ubierając buty.
-Oj no dzisiaj są walentynki, bierzesz ślub, który obowiązuje tylko w wiosce i do końca trwania igrzysk. No gdzie ty idziesz do jasnej cholery?
-Do Kruczka, zaraz przyjdę. – i wyszedł z pokoju. W między czasie wystukał na klawiaturze telefonu, krótkiego sms’a
>>O 20 przed hotelem.                                                              
  Ciepło się ubierz :*<<

     Jakże się ucieszyła, kiedy skończyła swoją robotę. Przejrzała jeszcze swojego facebooka, tumbra, tweetera, instagrama i inne przeróżne wynalazki społecznościowe. Do pokoju wpadł szczęśliwy i uśmiechnięty Dejvi.
-Mam świadka a Kubuś da nam śluba.
-Co? – zapytała zdziwiona.
-No żenisz się ze mną. – chłopak pociągnął ją za rękę   i kazał ubrać jakieś buty bo kto mądry żeni się na boso.
-Dawidku, jak już to mogę wyjść za Ciebie za mąż. – mruknęła ubierając kozaki i bluzę.
-Oj nie czepiaj się.
Wzięła jeszcze z szafki, telefon i wyszli. Usłyszała sygnał przychodzącej wiadomości. Machnęła ręką i postanowiła sprawdzić to później.

         Jak i Kuba tak i ona sama nie mogli wytrzymać ze śmiechu w czasie tego całego ślubu. Kiedy starszy Kot wypowiedział te jakże emocjonujące słowa przysięgi małżeńskiej „para młoda'' starała się zachować powagę.Wychodziło to marnie. 

-Jesteście mężem i żoną, możecie się pocałować. - zakończył Kot. 

-Chyba się Bóg opuścił! - krzyknęła od razu. - Nie będę tej makaki całowała. Mężu mój kochany muszę iść bo obowiązki wzywają. 

-No jak to! A noc poślubna!? - jąkał Dejvi. Brunetka wzruszyła ramionami. 

        Zamknęła laptopa, zdjęła z łóżka wszystkie papiery,  które miały swoje miejsce na podłodze i poszła się przebrać w cieplejsze ubranie. Pociągnęła jeszcze rzęsy tuszem i lekko wypudrowała zaczerwieniały z zimna nos. Włożyła buty i kadrową kurtkę, zamknęła drzwi kartą magnetyczną i skierowała się do windy. 
Stał pod drzewem także w kadrowej kurtce i sprawdzał coś w telefonie. Ujrzawszy Karinę uśmiechnął się serdecznie i wyciągnął rękę w jej stronę.

-Chodź. - szepnął ciepło do ucha.

-Gdzie?

-Niespodzianka. - uśmiechnął się łobuzersko i chwycił ją za  dłoń. 

- Chyba zaczynam się bać..... 


       Szli dokładnie tą samą drogą, którą wracali kilka dni wcześniej do hotelu. W tą pamiętną niedzielę. Dla niego jedną z najważniejszych w życiu. W końcu nie codziennie zostaje się najlepszym skoczkiem na świecie a do tego zdobywa miłość. Po prawie dwóch latach odważył się na jakiekolwiek uczucie względem innej kobiety, która nie była Ewą. Dla niej też to było ważne, jej kadra odnosiła sukcesy, zażegnała na dobre konflikt z Kamilem i otworzyła się na coś nowego. 

-Jesteśmy na miejscu. - powiedział kiedy stanęli pod skocznią na której zdobył medal olimpijski. 

-Przyszliśmy tak po prostu pod skocznie ? 

-No prawie, chodź dalej. - pociągnął ją za rękę. Nie przestawał się uśmiechać. 


Tak, to rzeczywiście wystarczyło, aby bez zastanowienia ruszyła za nim i pozwoliła mu się poprowadzić. Trzymał ją blisko siebie, gdy prawie biegli w kierunku windy. No właśnie... windy. 
- Chyba cię Bóg opuścił! Ja nie wjadę na górę! Ja mam lęk wysokości pacanie. - krzyczała wymachując rękoma. 

Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć i nazwać go idiotą, zaśmiał się i pociągnął mnie za rękę. Wpadli wprost do szklanej windy. Oddech Kariny był przyspieszony. Nie dość, że zaraz znajdzie się na górze skoczni to jeszcze przebywa w zbyt ciasnym pomieszczeniu. To jest po prostu nie komfortowe!

Wyszli na zewnątrz wyjściem, którym zawodnicy  mogą udać się tylko w jedno miejsce. Belka startowa.

- Ty chyba ofifiałeś! I oszalałeś! - krzyczała. 

-Możliwe, ale tylko i wyłącznie na Twoim punkcie. - uśmiechnął się znowu i wpił się w jej usta. 

-Nie wejdę tam. 

-No przecież nie usiądziesz sama, usiądziesz ze mną. Będę tam z Tobą. Zaufaj mi. - i zaufała bo chwilę później pakowała się na kawałek drewnianej deski, którą skoczkowie nazywają belką startową. Dla niej to i tak była deska.

- I co ? Podoba ci się.

-Tak... - aż nie mogła złapać tchu. - Jest pięknie... i  przerażająco. Jacy wy jesteście głupi!? Co wam to da że siedzicie na tej belce tyle metrów nad ziemią, a później tak po prostu z niej skaczecie? - wzruszył ramionami. 

-Pasja... A zapomniałbym. Mam coś dla Ciebie. 

-Dla mnie ? A jest jakaś okazja ? - zapytała z łobuzerskim uśmiechem. Dobrze wiedziała co jest 14 lutego. Z kieszeni kurtki wyciągnął małe brązowe pudełeczko. Kiedy je otworzyła ujrzała srebrną bransoletkę z cyrkoniami. 

-Piękna jest. Dziękuję. - miała zamiar pocałować go w policzek jednak on przekręcił głowę by wpiła mu się prosto w usta, kolejny uśmiech i kolejny namiętny pocałunek. 

-Kocham cię, wiesz. - zatkało ją totalnie. Szkoda tylko, że słowa bywają puste... 



__________________________________________________________

Pisanie nie zajęło tyle i zebranie się żeby włączyć komputer i to opublikować. 
Boooże jak tutaj słodko, bardzo słodko. Wy też macie dość tej słodyczy ? 

Sezon rozpoczęty .... Jak zawsze. Tylko nasz Mistrz długooo każe na siebie czekać:) No i gdzie jesteś Morgenstern!? ;( 
No to czekamy na Lillehammer i mam nadzieję, że na nowy rozdział :) 
Buziaki! 

PS Proszę o adresy jakiś blogów mogą być Polacy, Niemcy, Auty, Norwegowie.... Dosłownie wszyscy,  byle by coś skocznego :D











sobota, 15 listopada 2014

XXII - cz. druga


cz. I

Skoczkowie wrócili do wioski grubo po trzeciej. Janek będący  pod wpływem alkoholu – bo on nie był pijany ani wypity- nawet nie przyglądał się na łóżko Kamila, które było tak jakby puste. Dopiero kiedy oprzytomniał o piątej nad ranem wpadł w furie i panikę. Może zemdlał jak wracał sam? Albo ktoś go pobił ? Porwali go? Cholera! Gdzie on jest.  Pospiesznie ubrał dres i poleciał do pokoju Macka i Piotrka. No miło by było gdyby któryś ruszył dupę aby otworzyć! Wściekły pobiegł do pokoju Sobczyka, już miał pukać ale do jego łepetyny dotarło że   jak powie Grześkowi o zniknięciu chłopaka to będzie dym. I Kruczek się dowie i w ogóle będzie jazda. Ostatnią nadzieję pozostawiał w Kacprze i Dawidzie. Ruszył do ich pokoju.
-Kuźwa! Jak masz jakieś zaburzenia ze snem to twój zasrany problem. Ale nas w to nie mieszaj. – wydukał zaspany Kubacki. No tak, bo się królewnę obudziło. A jak jego budzik wyje na cały hotel to kurwa mac wspaniale jest!
-Kamila nie ma! – Janek darł się jak opętany. Zza drzwi wyłonił się kolejny nie ogar – serwisman kochany, najdroższy Skrobot równie wściekły co jego współlokator.
-Jasiu, ja  wiem że ty wypiłeś no ale weź się opanuj. Żebyś Stocha nie widział… Weź idź się połóż i wstań jeszcze raz. – chłopaki potraktowali go jakby był pijany. A on nie był pijany. Kamila nie było. Cholera. Wszedł by do Kariny, sprawdzić czy może ona czegoś nie wie bo chyba zmyli się  razem. Ale no przecież oni i tak by się pokłócili więc na pewno nic  nie wie.


         Kurczowo wtuleni w siebie zasnęli. Ciesząc się sobą nie przewidzieli jednego – że skoczkowie kiedyś wrócą i zaczną go szukac. Ze snu wyrwało ją walenie do drzwi. Spanikowała. A jeśli to trener albo Grzesiek? A jak wyleci z roboty a on z kadry ? Nie no to byłoby naprawdę głupie wywalić go z kadry kiedy zdobył złoto na Igrzyskach.
-Ej! – szturchnęła go – Puka ktoś.
-Mhm… - mruknął przytulając dziewczynę bardziej.
-No Kamil do cholery jasnej! Puka ktoś!
-Co-o? – podniósł się do pozycji półsiedzącej i spojrzał na nią z totalną pustką w głowie. Wskoczył szybko w spodnie zebrał swoje rzeczy z podłogi i zamknął się w łazience. Otworzyła drzwi. Ujrzała w nich zielonego z nerwów Janka.
-Czemu ty masz na sobie Kamila bluzę? – zapytał ze zdziwieniem. Spanikowała! Zakładała byle coś na szybko… Nie zauważyła że to jego bluza. Cholera…
-Jasieńku czy ty mi się przyszedłeś pytać czyją mam bluzę na sobie ? O piątej nad ranem. – jakoś wykaraskała się udzielając mu jakże inteligentnej odpowiedzi.
-Kamila nie ma. Nie widziałaś go jak wróciłaś ze skoczni ? – zapytał z taką desperacją w głosie że aż jej się szkoda go zrobiło. W między czasie zdążyła jeszcze kopnąć buta Kamila pod łóżko, zanim spotka się ze spojrzeniem Ziobry.
-No widzisz że u mnie go raczej nie ma. A może poszedł pobiegać ? Wróci na pewno, ale nie rób afery Jasiu – uśmiechnęła się, co jeszcze bardziej go podbudowało. W końcu wyszedł z jej pokoju. Westchnęła głośno padając na łóżko.
-Wyszedł? – z drzwi łazienki wyłonił się mistrz olimpijski. Jej mistrz. Wstała natychmiast. Uśmiechnął się.
-Ładnie Ci w mojej bluzie wiesz? – poczuła jego oddech na szyi, chciał ją przytulić, ale uciekła pod okno wpatrując się kurczowo z krajobraz za oknem. Nie dał za wygraną. Podszedł do niej i przytulił od tyłu. Uśmiechnęła się pod nosem kiedy odgarnął jej grzywkę. Czuła się dobrze. Odwróciła się by go pocałować. Wtedy do pokoju wpadł przestraszony Janek.
-Yyy…O…O matko!...Szukałem Cię – rzekł zmieszany kadrowy Sherlock. Kamil i Karina parsknęli śmiechem. Dziewczyna wzrokiem dała mu do zrozumienia żeby poszedł już i wytłumaczył przy okazji wszystko Jankowi. Oni wyszli a ona tak po prostu poszła sobie spać.

-Stary do cholery! Co wy odstawiasz? – kiedy tylko opuścili pokój fotografki, Ziobro napadł na przyjaciela.
-No co? – Stochowi uśmiech z twarzy nie schodził.
-No i czego się szczerzysz? Cieszysz się ze złota czy o jakiejś lasce myślisz. No tak to drugie,  przecież że o Karinie.
-Czy ja naprawdę mam ci coś tłumaczyć ? – westchnął skoczek.
-Przespałeś się z nią tak ?
-Puknij się w czambo! Pieprzony erotomanie!
-I co teraz ? – dopytywał się Jasiu.
-No i nic, idioto ty nie wyżyty – zakpił sobie Kamil. No tak najlepiej kpić z przyjaciela.

^^^
Rano kiedy wchodził do stołówki nie mógł zlokalizować jej wzrokiem. W jego głowie nawet pojawiła się myśl że zwiała. Nieeee no ale nie mogła tak po prostu. Zaczął przyjmować gratulacje od innych sportowców mieszkających z nimi w wiosce. Niepokoił się coraz bardziej… Modlił się wręcz byleby tylko nie uciekła, nie wyjechała i nic temu podobne.
Wyszedł ze stołówki natychmiast kierując się ku pokoju fotografki. Wszedł bez pukania no bo kto tam w końcu pukał. Stała przy oknie i rozmawiała przez telefon.
-Oczywiście przekaże, dziękuję bardzo w jego imieniu – puściła troszkę sztucznych uśmieszków, serdeczności i dopiero kiedy poczuła jego dłonie na swoich biodrach skapnęła się że nie jest sama.
-Przestraszyłem się że uciekłaś. – parsknęła.
-Jakbym miała uciec to bym już uciekła z Jankiem, a ciebie zamknęła w kiblu. – zaśmiała się. Dostała sms’a i od razu wybuchła śmiechem.
„Ogarnijcie te swoje przytulasy bo Was w holu z okna
Widać ! :*”

-No, muszę Ci powiedzieć że masz miluśkiego przyjaciela. – zareagował podobnie jak ona – śmiał się. 


***************
Jeszcze przez chwilę... albo dłuższą chwilę będzie tak słodko :)
A procesy transportowe wykańczają... Byleby do przyszłej soboty! 
Czy tylko mi się wydaje, że jest nas mniej w skocznej blogsferze ?

wtorek, 11 listopada 2014

XXII - cz. pierwsza.


Sochi. 

    Igrzyska Olimpijskie. Takie dwa krótkie słowa a tyle z tym nadziei, presji i kasy. No bo przecież Ruskie się musieli pochwalić a to, że gdzieś się podwójne kible trafiły to już szczegół. Ja na przykład mam bardzo ładny pokoik i nie narzekam. Jak na dwa tygodnie to spoko.


    Zabrałam chłopaków pod koła olimpijskie. Bo moja księżniczka nadal obrażona puściła hasło, że ma mało zdjęć na Facebooku. Oczywiście obraza majestatu Jana Księżniczki Ziobry trwa w najlepsze. Ohh jakie to miłe. Ale jego narzeczona od zawsze powtarzała, żeby sobie kupił lepszy telefon. Stać go. Taki z aparatem z przodu. Będzie mógł mieć pierdylion zdjęć, selfie z dzieckiem i z psem. Ale lepiej się na biedną Karinkę obrazić. Spoglądam przez obiektyw a na niebieskim kole wisi sobie Piotruś i krzyczy, że chce zdjęcie. Później Kruczek krzyczy, że za kilka dni konkurs a on chce się połamać. Mam nadzieję, że jakoś dotrwam do Planicy...

Niedziela, 9 lutego 2014

   Pod skocznią zebrały się tłumy. I to tylko po to by zobaczyć pięćdziesięciu mężczyzn skaczących na dwóch deskach. Nie no oczywiście wtedy nie byłam tak sceptycznie do tego nastawiona. Moje podejście już się zmieniło.

Rano wpadła do mnie moja księżniczka razem z Dawidem pytając czy nie mam aby jakiś leków przeciwbólowych. Z nieznanych mi powodów wszyscy byli jacyś podirytowani. No konkurs konkursem, ale przecież nie będziemy sobie skakali do gardeł. Na szczęście Marcelina Hula, która jest w Polsce poinformowała mnie jaka jest przyczyna tej atmosfery. Bo przecież kto by to umiał wytłumaczyć. Zapukałam do pokoju numer dwieście pięćdziesiąt siedem. Kamil leżał w łóżku z poduszką na głowie. Obok stała pusta szklanka po herbacie. Wzięłam ją, wrzuciłam do niej torebkę z expresówką i wstawiłam wodę. Rosyjskie czajniki chodzą tak głośno, że obudziły chłopaka.

- O Karina. Co tam ? Jak samopoczucie ? - uśmiechnął się, ale tak nerwowo.

-To chyba ja powinnam o to zapytać. Jak się czujesz.

-Głowa mnie trochę boli, ale już jest lepiej.

-Wystartujesz ? - pytam zalewając herbatę wodą.

-No tak, przecież nie mogę ich wszystkich zawieść,  trenera, chłopaków, rodziców, Ewki... Ciebie.  -  musiał dostrzec moje zmieszanie ponieważ uśmiechnął się i złapał moją dłoń. - Będziesz trzymać kciuki? - jedno kiwnięcie głową i już uśmiech na twarzy obydwojga z nas. Będzie medal, oj będzie.


-Lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, Mistrz Świata z 2013 roku na skoczni dużej. Wielka nasza polska nadzieja. Kamil Stoch. I ruszył. LEEEEEEEEEEEEEEEEEECI i jeeeest! Dziewięciometrowa przewaga nad Japończykiem. - słysząc słowa spikera w naszym sztabie zapanowała radość. Łukasz i Grzesiek przyjmowali gratulacje od Niemców, Norwegów i Japończyków. Złoto jest tak blisko.


*
Czuł presje. Ogromną presje. Ale wiedział ile osób go wspiera. Wszyscy Polacy, rodzina, znajomi, zmarła żona też jest gdzieś blisko. No i ona. Przecież obiecała, że będzie trzymać kciuki. No to lecimy po to złoto! 



Jest! Mamy tooooooooooooooooooooooo! Tego już nikt mu nie zabierze. Mistrz olimpijski Kamil Stoch. W owym momencie paradował na barkach Maćka i Jaśka. A my u góry szaleliśmy ze szczęścia. Kruczka duma rozpierała. Przecież niecodziennie jego podopieczny zostaje najlepszym skoczkiem na świecie.

Teraz nadszedł czas świętowania.


***


Odetchnęli świeżym górskim powietrzem. Kierowali się ku wyjściu z kompleksu skoczni. Szli przed siebie. Tak po prostu. Ulice Krasnej Polany – o ile można było to nazwać ulicą – były puste. Kilka osób które jednak tą późną porą przechadzało się po zaśnieżonych ścieżkach przyglądało się im ze zdziwieniem. Pewnie rozpoznawali w nich dzisiejszego mistrza olimpijskiego. Może mieli i ochotę podejść, poprosić o autograf, zamienić kilka słów, ale widząc przy jego boku uroczą brunetkę zrezygnowali z tego pomysłu. Wyglądali niczym para na pierwszej randce. Młodzi, piękni, uśmiechnięci…

-Dziękuję – szepnął przerywając ciszę.

-Za co ?  - zdziwiona Karina  obserwowała chłopaka wśród ulicznych świateł.

-Za to trzymanie kciuków. Wiesz, dawno już nie skakałem na takim luzie. -  parsknęłam śmiechem.

-Trzeba było iść do Janka na jakieś korki „ze skakania na luzie” – śmiała się jeszcze przez jakąś chwilkę, ale zauważywszy jak Kamil ją obserwował słodko się speszyła. Zadrżała.

-Ej zimno Ci! – stwierdził uśmiechając się figlarnie.

-Nie.

Teraz wszystko między tą dwójką wyglądało inaczej. Przełomem był chyba Turniej Czterech Skoczni –  w jakimś stopniu spadek formy, jakaś pustka otaczająca chłopaka i cała przegadana noc z kubkiem gorącej czekolady. Później zadedykowane podium w Wiśle za postawienie na nogi.  Tak bardzo jednak bała się  konkursów w Willingen – urodziny Ewy, dedykowane zwycięstwo i modlenie się żeby tylko mu nic nie odbiło.

-Oj no już nie kłam że ci nie jest zimno! – ściągnął swoją czapkę z kilkoma naklejkami sponsorów i założył na głowę dziewczyny. –A gdzie pani swoją czapkę zgubiła ?


-Zostawiłam w domku – spojrzał na nią z politowaniem i objął ramieniem. Wkurzało ją to że nie mogła swobodnie  wyrwać się z tego miśkowego uścisku. Przystała udając nagły atak kolki. Wykorzystała moment nachylenia i rzuciła śnieżką prosto w twarz szatyna. Uciekła! Zwiała! Tak po prostu go zostawiła! Goniąc dziewczynę poślizgnął się na zlodowaciałym chodniku. Zaśmiała się pod nosem i ruszyła na pomoc złotemu medaliście. Pociągnął ją tak że wylądowała na nim. Zanosili się śmiechem. Kiedy już wstali Stoch odwrócił sobie dziewczynę przodem nie wypuszczając  jej ze swych objęć. Nachylił się nad nią wpatrując się w swój własny cel – usta – i pocałował ją. Pragnęła uczynić ten wieczór jeszcze piękniejszym. I widziała w jego oczach że chcą tego samego. Wplotła swoje dłonie w jego włosy nie pozwalając mu odejść. Kolejny łapczywy pocałunek, kolejny uśmiech i kolejne spojrzenie. Wyszeptał cichutkie, ledwo dosłyszalne dziękuję i pociągnęła go w kierunku wioski. Teraz razem cieszyli się chwilą… 


******************
Do tego brnęłam od początku:) I chyba mi się udało. Druga część tego partu pisana z perspektywy osoby trzeciej ponieważ tak to lepiej wyglądało stylistycznie. I niech tak zostanie. 
Dzisiaj dodaję tylko pierwszą część tego rozdziału bo stwierdziłam, że jak na jeden to byłoby to za dużo. W sobotę zapraszam na część drugą! 
Buziaki! :*

Ps. Jestem również tutaj: